Będąc mamą uczennicy i ucznia nie lubiłam chodzić na wywiadówki. Na samą myśl, że będę siedzieć przez godzinę na małym, dziecięcym krzesełku, przodem do tablicy, mając za plecami innych rodziców, których nie za bardzo znam, miałam ochotę napisać samej sobie usprawiedliwienie nieobecności.
Mając w pamięci osobiste doświadczenia oraz narzekania w pokoju nauczycielskim na niską frekwencję (nie lubię tego słowa w szkolnym żargonie) rodziców na zebraniach, zaczęłam eksperymentować z różnymi formami spotkań i zapraszania na nie. Myślałam o nich, jak o projektowaniu doświadczeń do których chce się wracać.
Co zrobić, by rodzice chcieli przychodzić na spotkania rodzicielskie i wychodzili z nich z poczuciem niezmarnowanego czasu?
Z mojego słownika zniknęło słowo „wywiadówka”. Wielu z nas kojarzy się źle. Niektórzy pamiętają jeszcze, że gdy chodzili do szkoły, bali się powrotu mamy, czy taty z wywiadówki.
Jako wychowawczyni klasy mam obowiązek spotykania się z rodzicami moich wychowanków, ale nikt nie nakazuje mi organizowania wywiadówek. Niech to będą po prostu spotkania. Spotkania, które niosą ze sobą wartość, i dla rodziców i dla mnie. Kluczem do tej wartości jest pytanie uniwersalne: Po co?
Bieżące informacje o funkcjonowaniu dziecka w szkole są dostępne cały czas w dzienniku elektronicznym, więc funkcja informacyjna dawnych wywiadówek odchodzi na dalszy plan.
Po co rodzice mieliby przychodzić do szkoły na spotkania ze mną i innymi rodzicami?
Zacznijmy od tego, że konsekwencją tworzenia się grupy, w naszym przypadku grupy rodziców dzieci z jednej klasy, będą potrzeby odczuwane przez jej członków, wynikające z nawiązywanych relacji i interakcji. To naturalne, zwłaszcza gdy pierwsze dziecko zaczyna szkołę, że chcemy czuć przynależność do wspólnoty nie tylko ze względu fakt bycia na liście rodziców. Dzisiaj bardzo często tę potrzebę zaspokajają media społecznościowe i grupy rodzicielskie, które się na nich tworzą. Jeśli jako wychowawczyni nie zadbam od samego początku, by w przemyślany sposób uruchomić proces budowania zespołu współpracujących ze sobą (i ze mną) rodziców, to bardzo szybko dyskusje nad pojawiającymi się problemami i nieporozumieniami przeniosą się do przestrzeni medialnej, a ja dowiem się o nich ostatnia. Najczęściej wtedy, gdy już trzeba będzie gasić pożary. Małe niedomówienie pozostawione samo sobie, ma zdolność pączkowania do gigantycznych rozmiarów. To truizm, jednak wciąż bardzo dużo konfliktów powstających na linii szkoła – rodzice, ma właśnie takie źródło.
Jeśli należymy do grupy, to chcemy mieć wpływ na to, co się w niej dzieje. Potrzeba współdecydowania o sprawach dotyczących życia naszych dzieci w szkole jest tak samo ważna, jak możliwość wycofania się na pewien czas z aktywnego uczestnictwa w grupie rodzicielskiej. Nie wszyscy czują się dobrze w roli „aktywisty”, który i do trójki klasowej się zgłosi i o prezentach z okazji Dnia Dziecka pomyśli. Dotykam tutaj stereotypu dotyczącego współpracy z rodzicami. W naszym społeczeństwie wciąż żywe jest przekonanie, że rodzice w szkole potrzebni są, by płacić składki, „przypilnować” dziecko, żeby się uczyło i przychodzić na wezwanie, gdy „coś się dzieje”. Nie o takiej „współpracy” myślałam, gdy szukałam swojej odpowiedzi na pytanie:
Po co mi rodzice?
Już dawno przekonałam się, że dużo łatwiej pracować z klasą, gdy rodzice rozumieją moje metody pracy i kontynuują w domu to, co rozpoczęłam w szkole. Byłoby idealnie, gdybyśmy wzajemnie się uzupełniali, ale nie zawsze i nie ze wszystkimi jest to możliwe. Nie mogę zakładać, że wszyscy rodzice zaakceptują moje metody pracy. W każdej klasie były pojedyncze osoby, które nie zgadzały się ze mną i wiedziały lepiej, zwłaszcza jeżeli chodziło o zadania domowe albo pracę bez stopni. Oczywiście, szukałam sposobów, by znaleźć wspólny mianownik z nieprzekonanymi, jednak dla swojego własnego dobrostanu, w końcu zaakceptowałam, że tak jest.
O wszystkich aspektach naszej współpracy, o tym jakie ramy ma przybierać i jakimi zasadami mamy się kierować, rozmawiałam z rodzicami na pierwszym spotkaniu, zaraz po wakacjach.
Zaczynałam od krótkiego przedstawienia swojego planu na cały rok szkolny. Nawiązywałam do wcześniejszego spotkania przed wakacjami i podkreślałam, jak ważne było dla mnie w procesie planowania pracy z nową grupą. Szczególnie zależało mi na tym, by rodzice zaufali moim kompetencjom. Na koniec swojej prezentacji często mówiłam tak:
Drodzy rodzice, jestem świadoma, że oddajecie pod moją opiekę swój największy skarb. Proszę zaufajcie mi. Wiem, co robię. Cały czas rozwijam swoje umiejętności pracy z dziećmi. Wiem, jak organizować ich proces uczenia się. Jesteście mi potrzebni, bo jesteście ekspertami od swoich dzieci. Powinniśmy połączyć siły i współpracować dla ich dobra.
Może to zabrzmiało w waszych uszach nieco patetycznie, ale uwierzcie mi, działało. Po takich słowach zapadała chwila milczenia. Przypuszczam, że różne myśli kłębiły się w rodzicielskich głowach. Widziałam to na ich twarzach. Możliwe, że po raz pierwszy usłyszeli coś takiego w szkole. To był dobry grunt, by zaprosić rodziców do dyskusji i wspólnie nakreślić ramy współpracy. Po wielu latach praktyki wiem już, że trzeba ustalić sposoby przepływu informacji i wzajemnej komunikacji. Może wydawać się oczywiste, ale koniecznie porozmawiajcie o sposobach rozwiązywania problemów, o reagowaniu na konflikty między dziećmi, na pojawiające się trudności i wątpliwości. Jasno określone zasady pomogą wam w szkolnej codzienności i w sytuacjach kryzysowych.
Notka o autorce: Wiesława Mitulska jest wieloletnią nauczycielką edukacji wczesnoszkolnej w Szkole Podstawowej im. gen. J. H. Dąbrowskiego w Słupi Wielkiej. Terapeutka pedagogiczna, edukatorka, mentorka i trenerka. Pracowała z dziećmi bez ocen, podręczników i ćwiczeń, według autorskiego programu Ruch, zabawa, nauka. Autorka bloga Mamy w planie kodowanie oraz strony na FB Pomysłowa szkoła domowa. Współpracowała z Fundacją CEO w zakresie wprowadzania oceny kształtującej i OK zeszytu. Ambasadorka ruchu Wiosna Edukacji. Należy do społeczności Superbelfrzy RP. Niniejszy artykuł stanowi fragment przygotowywanej przez niej książki poświęconej współpracy z rodzicami.