Na cele edukacji patrzę z dwóch punktów widzenia: całego społeczeństwa oraz pojedynczych jednostek. W życiu nieczęsto się to zdarza, ale w edukacji oba punkty widzenia pokrywają się i to co jest dobre dla pojedynczych osób, jest też dobre dla ogółu. Sama natura zadbała o wszysto co potrzebne dla zrównoważonego rozwoju. Stąd wielość i różnorodność talentów i uzdolnień. Natura zadbała też o to, by wszystkie dzieci chciały się uczyć, dlatego do szkoły przychodzą pełne motywacji i chętne do wsółpracy. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że jest jeszcze trzeci punkt widzenia, który dwa pierwsze interpretuje po swojemu i nie ceni wszystkich darów natury.
Żyjemy w czasach, gdy wiedza dezaktualizuje się szybciej niż kiedykolwiek wcześniej. Trudno przewidzieć, co uczniom dziś zasiadającym w szkolnych ławkach będzie potrzebne za 10 czy 20 lat. Zapewne w najbliższej przyszłości będą znikać tradycyjne zawody, a pojawią się nowe. Można by sądzić, że w takiej sytuacji szkoła nie może przygotować do życia, a jednak jest coś, co niezależnie od kierunku, w jakim rozwijać się będzie nasza cywilizacja, zawsze i wszystkim będzie potrzebne – to zdolność rozwiązywania problemów.
Dzisiejsi uczniowie będą musieli zmierzyć się z tym wszystkim, z czym my nie damy sobie rady. Tym łatwiej będzie im osiągnąć sukces, im mniej będą się trzymać tego, co dziś uznaje się za normę, im szybciej będą umieli zejść z utartych ścieżek i wytyczyć zupełnie nowe. Rozwój wymaga bowiem szukania własnych rozwiązań. Kraj, który będzie miał najbardziej innowacyjnych obywateli, zyska przewagę nad innymi. W społeczeństwie ery wiedzy rozwój nie zależy już – jak w społeczeństwie industrialnym – od bogactw naturalnych, ale od potencjału innowacyjności obywateli.
Wszystko zależy od tego, czego w dzieciństwie nauczą się nasze neurony. Jeśli nagradzane będzie trzymanie się podanych wzorców, to wzmacniane będą określone połączenia neuronalne, jeśli zaś sukces przynosić będzie innowacyjne szukanie nowych rozwiązań, to mózg stworzy zupełnie inne, odpowiednie do takich zadań oprzyrządowanie. Na tym polega neuroplastyczność. Dlatego tak ważne jest, czy szkoła uczy odpowiadania na pytania, czy raczej ich zadawania, czy wspiera postawę odtwórczą, czy twórczą.
Z punktu widzenia pojedynczych jednostek, czyli perspektywa humanistyczna
Każde z przychodzących do szkoły dzieci jest inne. Jedne będą lubiły czytać, inne liczyć, tańczyć lub rysować, a jeszcze inne będą empatyczne i chętne do pomocy innym. Będą też takie, które chętnie coś zorganizują, będą miały własne pomysły i potrafiły nakłonić innych do współpracy. Szczęśliwy rozwój wszystkich dzieci zależy od tego, czy w szkole będą mogły swoje talenty rozwijać.
Rozwijanie wszystkich, a nie tylko wybranych uzdolnień, leży również w interesie całego społeczeństwa. Każda jednostronność jest szkodliwa. Dlatego szkoły nie powinny być nastawione na kształcenie jedynie małych profesorów, teoretyków, dla których metodą poznawania świata jest przekaz werbalny, opisy i definicje, ale powinny umożliwić rozwój również pozostałym, np. tym, którzy talent mają w rękach, albo pięknie tańczą, a ich ciało ma dar zapamiętywania ruchu. W świecie realnym potrzebne są i osoby szybkie, podchodzące do problemów syntetycznie, jak również wolni, wnikliwi i dokładni analitycy. Mądra szkoła powinna wspierać i jednych i drugich, bo każdy sposób postrzegania świata przyda się do czegoś innego. Dobra szkoła powinna respektować różnice między uczniami, umożliwiać każdemu rozwijanie tego, co dała mu natura, a nie formatować wszystkich na jedną modłę.
Dobra szkoła powinna dbać nie tylko o rozwój intelektualny uczniów, ale i moralny, dlatego nie może funkcjonowac poza dobrem i złem. Do obecnego kryzysu finansowego doprowadzili ludzie, których wprawdzie nauczono dobrze liczyć, ale nie nauczono ich myśleć i działać etycznie. O tym, jak szkodliwa i niemoralna jest pazerność trzeba rozmawiać z dziećmi, gdy w ich głowach kształtuje się wyobrażenie tego co dobre i co złe. Dziś zbyt często wynoszą ze szkoły przykonanie, ze dobre jest to, co jest skuteczne. Dlatego w szkole trzeba nie tylko uczyć liczyć, ale również pokazywać, że współpraca przynosi wszystkim lepsze efekty niż rywalizacja.
Dzieciństwo, to czas najbardziej intensywnego rozwoju mózgu. Dzięki mechanizmom odzwierciedlania, przejmujemy wtedy określone wzorce zachowania, które zostają na całe życie. Szkoła może wspierać postawy egoizmu i rywalizacji, albo altruizmu empatii czy chęci niesienia pomocy słabszym; może nagradzać przystosowanie się do zewnętrznych wymogów, albo uczyć, że warto dążyć do realizacji własnych celów. Jeśli chcemy, by młodzi Polacy włączali się w życie lokalnych społeczności, by brali na siebie odpowiedzialność, by aktywnie uczestniczyli w demokracji, to musimy zadbać o to, by te postawy mogły rozwinąć się w szkole. „Takie Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie!” Na mózg silniej działają obserwowane wzorce, a nie wygłaszane deklaracje!
W moim przekonaniu celem dobrej szkoły powinno być rozwijanie potencjału, jaki z sobą przynoszą dzieci. Ich różnorodne talenty to nasze bogactwo narodowe! Rozwój każdego kraju zależy od tego, jak ten potencjał wykorzysta! Również rozwój Polski zależy od tego, na ile stymulującym środowiskiem będą nasze szkoły.
Prawdziwym problemem jest wypośrodkowanie, ile w szkole powinno byc zewnętrznej struktury, a ile tego, co indywidualne.
Notka o autorce: Marzena Żylińska jest wykładowcą metodyki w Nauczycielskim Kolegium Języków Obcych w Toruniu i w Dolnośląskiej Szkole Wyższej we Wrocławiu. Zajmuje się też wykorzystaniem nowych technologii w nauczaniu. Prowadzi seminaria dla nauczycieli, współorganizuje europejski projekt "Zmieniająca się szkoła". Autorka książki "Postkomunikatywna dydaktyka języków obcych w dobie technologii informacyjnych". W przygotowaniu jest jej nowa książka "Neurodydaktyka, czyli nauczanie przyjazne mózgowi". Prowadzi swój blog w partnerskiej dla Edunews.pl platformie blogowej Oś Świata pod adresem http://osswiata.nq.pl/zylinska/.