Kiedy w 2008 r. zostałam dyrektorem szkoły, w której dotychczas byłam nauczycielem, moja dewizą było: „co zrobić, aby to co dobre w naszej szkole było jeszcze lepsze”, nie miałam zamiaru przekreślać dokonań mojej poprzedniczki, lecz chciałam budować nowe rozwiązania i pomysły na szkołę na bazie tego, co jest. Wystartowałam zatem ze swoim „dyrektorowaniem” i z pomysłami na zmiany oraz z nadzieją, a wręcz z pewnością, że zajdą one bardzo szybko – jakże naiwna byłam wtedy w swoim myśleniu o szybkim tempie wprowadzania zmian, kiedy ogarnięta euforią i entuzjazmem do zmieniania szkoły, stwierdziłam, że nie udziela on się jednakowo wszystkim nauczycielom/pracownikom szkoły (o ile w ogóle się udziela).
Szukając wtedy inspiracji i wskazówek do działania zaczęłam uczestniczyć w wielu szkoleniach, konferencjach, na których chłonęłam jak gąbka wszelkie informacje, które mogłabym przenieść na grunt swojej szkoły. Pewnego razu na jednej z konferencji usłyszałam, że „w Finlandii trudniej zostać nauczycielem niż prawnikiem” – tak zaintrygowało mnie to stwierdzenie, że bez weryfikacji jego prawdziwości oraz wzmożonego zainteresowania modelem fińskiej edukacji – pomyślałam, że to chyba jest clou koncepcji budowania dobrej szkoły, bo przecież wszystko (lub prawie wszystko) co, dzieje się (lub nie) w szkole zależy od nauczycieli.
I tak się zaczęło spełnianie marzeń o nowej szkole, niestety z jednym małym „ale”: „Ale jak sprawić, aby moje marzenia o zmienianiu szkoły stały się także marzeniami nauczycieli?” – z tą właśnie myślą rozpoczęłam proces budowania zespołu nauczycieli uczących się i zmotywowanych do tego uczenia się, poprzez uświadamianie sobie i im, że:
- wszyscy możemy się rozwijać,
- potrafimy się zmieniać tyko wtedy, gdy tego chcemy i jesteśmy na to gotowi,
- to, jak definiujemy sukces, bezpośrednio wpływa na nasze osiągnięcia,
- uczymy się tylko wtedy, gdy jesteśmy zaangażowani w ten proces,
- nie trzeba być ekspertem, aby pomóc się uczyć drugiej osobie,
- aby pomóc innym w rozwoju, samemu trzeba się rozwijać.
Ważnym elementem w uwspólnieniu marzeń o zmienionej szkole było także określenie dla naszej szkoły Misji, Wizji i Wartości, po to, żeby ustalić, gdzie zmierzamy i jak chcemy tam dotrzeć, bo przecież „żaden wiatr nie sprzyja temu, kto nie ma wyznaczonego portu” (Michel de Montaigne).
I tak krok, po kroku (raz większym, raz mniejszym, raz pod górę, raz z górki) rozpoczęliśmy proces zmieniania szkoły, oczywiście wraz z przechodzeniem przez wszystkie etapy, jakie towarzyszą cyklowi zmiany – vide rysunek:
Po drodze zatem napotkaliśmy spadek motywacji, brak euforii, trudności z uwagi na brak szybkich rezultatów, dopadało nas zwątpienie, zniechęcenie, jednak rozmowy na temat niepowodzeń, wspólne szukanie rozwiązań, modyfikowanie wstępnych założeń, akcentowanie i świętowanie tego, co już się udało, sprawiło, że dalsza praca nad procesem zmiany szkoły miała sens.
W trakcie procesu zmieniania szkoły działo się dużo: zmianom organizacyjnym (takim jak m.in. doposażenie szkoły, wprowadzenie dziennika elektronicznego, zmiana wystroju szkoły, nowe place zabaw, orlik, nowe pracownie komputerowe, strefy relaksu, murale), których poziom realizacji zależy tylko i wyłącznie od możliwości finansowych szkoły, towarzyszyły zmiany mentalne ludzi będących w procesie, które były najtrudniejsze, bo wymagały „oduczenia” się starych nawyków, zachowań, postaw i „nauczenia” się nowych – nie raz słyszałam od nauczycieli: „przecież zawsze robiliśmy to tak”.
Co zatem pomogło? Na pewno wartościowe szkolenia nad rozwojem umiejętności komunikacyjnych, szkolenia merytoryczne, ale z konkretnym wskazaniem na osoby prowadzące, liczne projekty ogólnopolskie i międzynarodowe, w których istniała możliwość konfrontacji różnych rzeczywistości szkolnych, współpraca ze szkołami z zagranicy i z Polski, współpraca z uczelniami wyższymi, a przede wszystkim permanentnie podtrzymywana motywacja poprzez docenianie, nagradzanie i bycie przykładem w nieustannym dążeniu do rozwoju, ale także wspieranie przy niepowodzeniach, wyciąganie wniosków z pomyłek, błędów i uczenie się na nich. Ponadto zawsze powtarzałam i powtarzam nauczycielom, że szkoda tracić energię na narzekanie, przejmowanie się rzeczami, na które nie mamy wpływu, przecież energię tą można przeznaczyć na wprowadzanie swoich autorskich pomysłów, bądź pomysłów zaczerpniętych od innych i dostosowanych do zasobów szkoły, bez oczekiwania, że ktoś to zrobi za nas.
Teraz kiedy patrzę „wstecz” jak bardzo zmieniła się moja szkoła i kiedy czytam o fińskiej edukacji, to nieskromnie stwierdzam, że w małej wiejskiej szkółce (moja szkoła znajduje się
w miejscowości Nędza – stąd nędzne marzenia, choć poprawnie językowo powinno być nędzańskie – położonej w województwie śląskim, w powiecie raciborskim i liczącej ponad 7 tysięcy mieszkańców) jest wiele z fińskiej edukacji – być może na tej konferencji, na której usłyszałam, że „w Finlandii trudniej zostać nauczycielem niż prawnikiem” podświadomie usłyszałam wiele innych odniesień do modelu edukacyjnego Finlandii i równie podświadomie zaczęłam dążyć do implementowania jego elementów w swojej szkole.
Co mamy zatem wspólnego z fińską edukacją? Otóż w naszej szkole:
- wszyscy uczniowie są dla nas tak samo wartościowi, mimo, że są uzdolnieni w różnych dziedzinach,
- uczymy nie tylko przedmiotów egzaminacyjnych, ale także szycia, gotowania, robienia na drutach, decoupage’u, odnawiania starych mebli,
- zadanie domowe to nie jest dla naszych uczniów codzienny niezbędnik, coraz więcej nauczycieli rezygnuje z tej formy uczenia się uczniów,
- uczniowie spędzają przerwy na świeżym powietrzu (nawet jak rodzice interweniują, że aura już nie ta)
- często zajęcia dla uczniów odbywają się w terenie (otaczający nas teren leśny sprzyja temu jak najbardziej)
- nauczyciele pracują zespołowo, bo zawsze co dwie głowy, to nie jedna
- relacje między uczniami a nauczycielami są serdeczne, uczniowie mogą się przytulić do nauczyciela (gdy mają na to ochotę), mogą powiedzieć „Pani Izo”,
- i… otwieramy okna w czasie lekcji (to najbardziej zaskoczyło w fińskiej edukacji autora książki „Fińskie dzieci uczą się najlepiej” Timothy D. Walker’a)
Jak widać wystarczy tylko chcieć, żeby stworzyć na własną rękę rzeczywistość edukacyjną inspirowaną fińską edukacją, by w dowolnej szkole zapanowało „koulu”, a zatem nigdy nie pozwólmy odebrać sobie marzeń, ale jednocześnie pamiętajmy, że marzenia same się nie spełnią, jeśli nie weźmiemy się do roboty i jeszcze jedno „To możliwość spełniania marzeń sprawia, że życie jest tak fascynujące” (Paolo Coelho).
Notka o autorce: Maria Czerwińska jest nauczycielką matematyki w Szkole Podstawowej w Nędzy (woj. śląskie), od 9 lat pełni też funkcję dyrektora tej szkoły (wcześniej: Zespół Szkolno-Gimnazjalny). W zarządzaniu promuje model funkcjonowania szkoły oparty na zarządzaniu poprzez wartości, wg idei K. Blancharda: "gdy następuje zjednoczenie wokół wspólnych wartości i wspólnych celów, zwykli ludzie osiągają niezwykłe rezultaty". Jest też członkinią grupy Superbelfrzy. Niniejszy tekst jest zapisem jej wystąpienia na konferencji "Fińska edukacja", o której pisaliśmy wczoraj w Edunews.pl.
Ostatnie komentarze