Możemy spotkać się z sytuacją, w której uczeń mający w szkole oceny na dobrym poziomie, uzyskuje niższą ocenę na egzaminie zewnętrznym. Było już wiele prób wyjaśnienia tego zjawiska i pewnie jeszcze wiele nowych opinii się pojawi. Chciałabym się do tego odnieść - wpis składa się z dwóch części: pierwsza dotyczy badań w Stanach Zjednoczonych nad tytułową sprawą, a druga jest moim komentarzem do naszych polskich uwarunkowań.
Badania amerykańskie
Prawie 60% ocen szkolnych w USA nie pokrywa się z wynikami testów zewnętrznych - pokazują wyniki badanie Equitable Grading Project, w którym analizowano oceny uczniów w latach szkolnych 2021-22 i 2022-23 (jedne z największych badań, jakie kiedykolwiek przeprowadzono w zakresie praktyk oceniania w tym kraju)[1].
Badanie ok. 33 000 amerykańskich uczniów szkół średnich i gimnazjów wykazało, że prawie 60% ocen uczniów nie pokrywało się z wynikami standaryzowanych testów. Niezgodności były największe wśród uczniów czarnoskórych i latynoskich oraz z rodzin gorzej sytuowanych.
Zawyżanie ocen szkolnych może prowadzić do tego, że uczniowie będą mieli trudności z nadążaniem za nauką w klasach starszych. Za to zaniżanie ocen może spowodować, że uczniowie nie zdecydują się na wybranie bardziej ambitnych możliwości.
Spośród 33 000 analizowanych ocen 41% było zawyżonych w porównaniu do wyników testów standaryzowanych. Z tego rozumiem, że 59% było zaniżonych.
Blisko 60-procentowa rozbieżność między ocenami przyznawanymi przez nauczyciela a wynikami egzaminów jest zadziwiająco wysoka – stwierdzili badacze.
Dlaczego tak się dzieje? Na oceny ustalane przez nauczycieli wpływa kilka czynników, w tym punktacja za odrabianie prac domowych, aktywność i inne czynności, które nie zawsze są związane z wiedzą ucznia. Badani nauczyciele twierdzą jednak, że ich oceny są obiektywne i odzwierciadlają poziom wiedzy uczniów. Około 83% z 1200 ankietowanych nauczycieli zgodziło się lub raczej zgodziło się ze stwierdzeniem, że wystawiane przez nich oceny rzetelnie odzwierciedlają poziom wiedzy danego ucznia.
Badacze zalecają modyfikacje praktyk oceniania:
- Używanie skali ocen 0-4 punktów lub 50%-100%.
- Nieuwzględnianie prac klasowych i domowych w ocenach końcowych i raportowanie wyłącznie stopnia zrozumienia przez ucznia treści kursu „na koniec nauki”.
- Nieuwzględnianie w ocenach końcowych osiągnięć niezwiązanych z nauką i zachowaniem, w tym punktów dodatkowych, uczestnictwa i aktywności.
- Ocenianie na podstawie wyników indywidualnych uczniów, a nie wyników grupy.
Refleksje o sytuacji w Polsce
Chwila zastanowienia nad odpowiedziami: Czy testy zewnętrzne są naprawdę wystandaryzowane? Co to w ogóle znaczy? Jak to wygląda w Polsce? Niedawno Jarosław Pytlak przedstawił w swoim blogu proste zestawienie wyników matur z datami lat wyborczych. I okazało się, że w roku wyborczym wyniki zawsze były wyższe. Zatem być może coś jest nie tak z tą standaryzacją.
Moim zdaniem jedyna standaryzacja mogłaby być wtedy, gdy tematy egzaminów byłyby znane wcześniej i losowo wybrane na dany rok. W praktyce mogłoby to wyglądać tak, że dopuszczonych do matury byłoby 500 zadań znanych uczniom wcześniej, a na egzaminie maturalnym byłoby wybranych losowo 5 z nich. Nie widzę powodu zaskakiwania kogokolwiek zakresem egzaminu.
Z drugiej strony kto może rzetelniej ocenić ucznia, czy nauczyciel obserwujący go przez kilka lat, czy bezosobowy egzaminator?
Egzamin to jest wyjątkowa sytuacja, możliwe, że uczeń ma zły dzień, że mu tematy nie przypasowały, że temat nie był „należycie” przerobiony podczas lekcji. Zatem wynik egzaminu jest przypadkowy i nie świadczy o podsumowaniu wiedzy ucznia. Zdecydowania większe szanse na rzetelną ocenę ma nauczyciel obserwujący ucznia przez kilka lat i dający uczniom przed sprawdzianem dokładne kryteria sukcesu. A takich kryteriów do egzaminu po prostu NIE MA.
Czy zależy nam na pewno na ocenie obiektywnej i tylko na koniec nauczania, czy nie jest raczej ważny włożony wysiłek i starania ze strony ucznia przez lata nauki?
Moim zdaniem nie jest możliwa na egzaminie ocena obiektywna – dla mnie taki egzamin traci sens i staje się wręcz wątpliwy moralnie. Egzamin, jeśli już coś (ułomnie) sprawdza, to wyrywkową wiedzę. A u absolwenta szkoły nie o taką wiedzę nam chodzi. Chcielibyśmy, aby miał różnego rodzaju umiejętności i zalety, takie jak np. systematyczność, umiejętność pracy w grupie, uczciwość, troskę o innych itp. Tego żaden egzamin nie sprawdza, a z drugiej strony tego oczekuje przyszły pracodawca.
Dlaczego różnice w ocenie występują częściej dla uczniów latynoskich i czarnoskórych? Czy u nas też taką tendencję można byłoby zaobserwować, np. w ocenie uczniów z Ukrainy? Jak rozumiem nauczyciele w Stanach zaniżają oceny wymienionym uczniom, na to wskazują badania. Dla mnie przyczyna leży w tym, że nie ma określonych kryteriów sukcesu. Jeśli one są określone i znane, to nie daje się być niesprawiedliwym.
Czemu służy ocenianie? Moim zdaniem jedynie informacji dla ucznia, gdzie jest w swoim uczeniu się. Przekazywana ocena – informacja na koniec roku szkolnego, jest mu już niepotrzebna. Co niby ma z nią zrobić?
Drugi powód podnoszony przez zwolenników egzaminów zewnętrznych to – konieczność selekcji do szkół wyższego typu. Ale jak wspomniałam wcześniej egzamin nie daje świadectwa ani wiedzy, ani tym bardziej umiejętności zdobytych przez uczniów, zatem nie powinien służyć tej wątpliwej selekcji. Znacznie więcej może powiedzieć o ucznia ocena nauczyciela, która budowana jest często na wieloletniej obserwacji ucznia.
Zauważmy jeszcze, że egzamin końcowy jest tylko z wybranych przedmiotów. Czyli nie daje świadectwa posiadanej wiedzy z innych przedmiotów. I niestety owocuje uczeniem się uczniów tylko do przedmiotów egzaminacyjnych. Tyle mojego osobistego komentarza.
[1] za: Kara Arundel, Nearly 60% of grades don’t match student test scores, K-12dive.com.