Grywalizacja, czyli po co dzieci chodzą do szkoły?

Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times

"Dzieci przychodzą do szkoły wcale nie dlatego, żeby nauczyć się czytać, tylko po to, żeby znaleźć odpowiedzi na pytania, które je nurtują." Powiedziała to nauczycielka z wieloletnim stażem i dużymi sukcesami wychowawczymi. Więc wie co mówi. I moim zdaniem ma rację.fot. istockphoto.com

A pisanie i czytanie? Jest niejako przy okazji, jest nieodzowną koniecznością. Ale odpowiedzi na nurtujące pytania... wcale nie musi udzielać szkoła i nauczyciel...

Uczymy pisać i czytać po to, żeby dzieci mogły same znaleźć (szukać) odpowiedzi na swoje pytania. Ciekawość poznawcza jest ogromna. Szkoda tylko, że w czasie edukacji od szkoły aż po uniwersytet ta ciekawość bywa zabijana. Bo mylimy cel nadrzędny z środkami, wiodącymi do celu. Mylimy sens z rytuałem. Niejednokrotnie w edukacji uprawiamy kult cargo. I wychowujemy niezaradnych kujonów, reagujących tylko na silną motywację zewnętrzną: kij i marchewkę. Jak niewolnicy na plantacji bawełny. Za skuteczną metodę zbyt często uznajemy straszenie ocenami i to nawet w stosunku do osób dorosłych.

Szkoła powinna uczyć poszukiwania. Nie powinna pędu do wiedzy zabijać... zbyt szybkim cyfrowym ocenianiem. Stopnie niewiele mówią o postępach. Są tylko metodą pomocniczą , mającą informować o postępach. Są jednak jednowymiarowe i ubogie w treści. Tylko klasyfikują i wdrażają do wyścigu szczurów i nauki dla stopni. Informacja zwrotna o postępach w poszukiwaniu odpowiedzi na nurtujące pytania jest bardzo złożona i zindywidualizowana - nie da się zamknąć w stopniach czy punktach. A nie zostawiamy nauczycielom, nawet tym akademickim, swobody w ocenianiu. Wszystko ma być ujęte w tabelki, cyferki, sylabusy, precyzyjne regulaminy (żadnego więc szybkiego reagowania i dostosowania do aktualnej sytuacji). Kompletny brak zaufania do kompetencji nauczyciela. Dlatego sięgam po grywalizację (gamifikację).

Poprzez naukę czytania (ale nie tylko czytania) uczymy (a przynajmniej powinniśmy) samodzielnego szukania odpowiedzi. Najpierw sami potrafią sięgnąć do książek i w ten sposób zadać pytania dawno nie żyjącym mędrcom. Lub daleko mieszkającym. Ale muszą chcieć - jeśli tę pierwotną ciekawość zabijemy, to sami nie przeczytają niczego. Potem uczą się stawiać pytania i przejmować odpowiedzialność za swoją edukację. Uczą się eksperymentowania, weryfikowania, porównywania a nie tylko samego czytania. Nie tylko w szkole jest za mało okazji do eksperymentowania (dlatego taką popularnością cieszą się centra nauki najróżniejszego typu). Nawet studenci skarżą się na zbyt mały, nieskrępowany dostęp do laboratoriów. Można - ale tylko w wąskich ramach od-do, ujętych w sztywnym programie.

Uczniowie uczą się czytać by znaleźć odpowiedź na własne pytania (a tych w młodej głowie rodzi się wiele) a nie po to, żeby dostawać piątki czy szóstki. Fińskie szkoły uważane są za najlepsze. A tam oceniania jest mało i mało jest egzaminów kompetencyjnych. A u nas? Już w pierwszej klasie liceum uczniowie piszą... próbne matury. Trenują by dobrze zdać egzamin a nie żeby rozwiązać problem czy odpowiedzieć na własne pytania. A studenci trenują rozwiązywanie testów i trenują odpowiedzi na pytania egzaminacyjne, także te dyplomowe. Czy po takiej edukacji dziwić może trudność w znalezieniu pracy?

Dlaczego chcę eksperymentować z grywalizacją? Po pierwsze dlatego, że ułatwia podmiotowe traktowanie studenta, pozwala na wolność wyboru ile i czego chcę się uczyć (wielotorowość sukcesu). Oczywiście, jest to możliwe bez grywalizacji. Ale jakoś poplątaliśmy się w ocenianiu, kolokwiach, sylabusach, cyferkach, wskaźnikach i punktach. Dla mnie metoda grywalizacji jest sposobem na otrząśnięcie się. Na refleksję. I daje dobre narzędzie.

Po drugie sięgam do grywalizacji bo ułatwia motywację do większego wysiłku i własnego rozwoju. Mam na myśli studentów. Alternatywą jest sprawdzanie listy obecności nawet na wykładach. Jakoś nie mogę tego zaakceptować, gdyż jest to odejście od tradycji akademickiej. Student na wykład ma przychodzić z obowiązku czy z ciekawości? Jeśli nie ma możliwości wyboru przedmiotów, wykładowcy i terminu... to chyba tylko z obowiązku. Czasem trafi na coś ciekawego lub kogoś mówiącego interesująco. Trochę loteria. A przecież nie wszyscy oczekują tego samego i takich samych osobowości. Gdyby im zaufać i gdyby mogli rzeczywiście wybierać... mniej byłoby rozczarowań po obu stronach pulpitu wykładowego.

Po trzecie grywalizacja ułatwia pracę zespołową. Praca zespołowa jest możliwa i bez grywalizacji. Ale system oceniania zaciera sens pracy zespołowej. Często jeden pracuje..., a reszta w grupie spisuje (dopisuje się) i niczym pasożyt korzysta. To demoralizuje. To nie jest praca zespołowa. Grywalizacja mocno sygnalizuje (umożliwia) i czytelnie nagradza za pracę w zespole i wspieranie się. Mechanika gry każe wykładowcy zaplanować nagradzanie współpracy i czytelnie wpisać w reguły "gry".

I w końcu grywalizacja umożliwia wygodne zindywidualizowane podejście do studenta (bo inny jest mechanizm oceniania postępów i osiągnięć). Umożliwia kształtowanie odpowiedzialności za własną edukację. Student sam określa ile, kiedy i jak dużo chce się uczyć. My wyznaczamy minimum ale nie wyznaczamy górnej granicy. Student może się nieograniczenie rozwijać. A przecież właśnie tak powinno być na uniwersytecie! Ma poczucie sprawczości, samodzielności i indywidualizmu w kształceniu. To powrót do korzeni uniwersytetu. Który ostatnimi laty stał się szkółką ze sztywnym planem zajęć i odrabianiem lekcji. Nawet na studiach doktoranckich.

Grywalizacja nie jest jedyną metodą na "wszelkie zło". Jest jedną z wielu możliwości. Dlaczego z niej nie skorzystać? Bo lepiej się nie wychylać? Bo każda nowinka wzbudza nieufność? Dlaczego trzeba się tak mocno tłumaczyć z innowacyjnych rozwiązań w dydaktyce? To pytanie pozostawię bez odpowiedzi. Przynajmniej nie wypowiem na głos.

Notka o autorze: Prof. dr hab. Stanisław Czachorowski jest biologiem, ekologiem, nauczycielem i miłośnikiem filozofii przyrody, pracownikiem naukowym Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego. Niniejszy wpis ukazał się na jego blogu Profesorskie Gadanie. Licencja CC-BY.

***

Na temat gamifikacji i gier w edukacji przeczytaj także w Edunews.pl:

Jesteśmy na facebooku

fb

Ostatnie komentarze

Gość napisał/a komentarz do Na zastępstwach
W punkt.
Ppp napisał/a komentarz do Czas na szkołę doceniania
Pytanie podstawowe: PO CO oceniać? Większość ocen, z jakimi się w życiu spotkałem, nie miało żadnego...
Robert Raczyński napisał/a komentarz do Brak chętnych do nauczania w szkołach
W żaden sposób nie negowałem potrzeby, czy wręcz obowiązku kształcenia nauczycieli. Niestety, kontyn...
Generalnie i co do zasady ok. 30% ocen jest PRZYPADKOWYCH - częściowo Pani opisała, dlaczego. Jeśli ...
Maciej Sysło napisał/a komentarz do Brak chętnych do nauczania w szkołach
W odpowiedzi na sarkastyczny ton wypowiedzi Pana Roberta mam jednak propozycję. Jednym z obowiązków ...
Robert Raczyński napisał/a komentarz do Brak chętnych do nauczania w szkołach
Jeśli pominąć ideologiczne ozdobniki, problem z brakiem nauczycieli wynika z faktu, że wiedza przest...
Ci dorośli kiedyś chodzili do szkoły (niektórzy całkiem niedawno) i ktoś porozdawał im matury. Suger...
Sławomir napisał/a komentarz do Urządzimy młodym nowy, wspaniały świat
Ciekawa polemika. Zauważam, być może błędnie, kontrast między podejściem dialektycznym (Pana, Panie ...

E-booki dla nauczycieli

Polecamy dwa e-booki dydaktyczne z serii Think!
Metoda Webquest - poradnik dla nauczycieli
Technologie są dla dzieci - e-poradnik dla nauczycieli wczesnoszkolnych z dziesiątkami podpowiedzi, jak używać technologii w klasie