Jakiej szkoły potrzebują nasze dzieci? Żyjemy w trudnych i ciekawych czasach, w czasach zmiany. Wiele przemawia za tym, że świat, w którym w dorosłość wejdą nasze dzieci i nasze wnuki, będzie wyglądał zupełnie inaczej niż ten który nam jest dobrze znany. Przyczyną tych zmian jest szybko zmieniająca się technologia. Kto z państwa potrafi wskazać w swojej miejscowości zakład pracy, który zatrudnia, powiedzmy, powyżej 100 osób, i dać głowę za to, że to miejsce pracy będzie istniało za pięć lat?
Roboty umieją się uczyć. Samochody nie będą niedługo potrzebować kierowców. Wiele wskazuje na to, że model, który my, dorośli, znamy z czasów naszej młodości – „Wybierz sobie dziecko dobry zawód, a będziesz miał (czy miała) spokój przez całe życie, aż do emerytury” - ten model (a wraz z nim wiele „pewnych” zawodów) właśnie odchodzi do przeszłości. Oznacza to, że ci młodzi ludzie, którzy dzisiaj chodzą do szkoły, będą prawdopodobnie musieli wymyślić swoje życie na nowo. Znaleźć własną ścieżkę i pójść nią nie przejmując się, jeżeli wyprowadzi ich ona na manowce raz, drugi, trzeci czy dziesiąty - życie zmusi ich żeby wzięli je w swoje ręce, by umieli sami zaplanować i zorganizować swoją przyszłość, wykazując się rozumieniem otoczenia, siłą psychiczną, wiarą w swoje możliwości i umiejętnością współpracy z innymi, których spotkają na swej drodze.
To, co powoduje, że nie stoimy w miejscu tylko cały czas robimy krok za krokiem do przodu, nazywa się motywacją. Motywacji poświęcono wiele prac naukowych. W ekonomii motywacja jest uznawana za jeden z podstawowych czynników wpływających na dobrobyt przedsiębiorstwa, czasem mówi się, że to motywacja produkuje. Z badań psychologicznych wiemy, że choć każdy z nas rodzi się z motywacją i ciekawością świata - jest to bardzo dobrze widoczne, jeżeli patrzy się na zachowanie małych dzieci - to w niesprzyjającym otoczeniu możemy ją stracić. Co więcej, podczas gdy będąc bardzo małymi dziećmi mamy często w naszym pokoju, wśród zabawek, przestrzeń do tego aby kierować się wyłącznie motywacją wewnętrzną, to w dorosłym życiu prawie zawsze jest tak, że funkcjonujemy w ramach stworzonych przez nasze otoczenie społeczne czy pracodawcę. Dlatego niezwykle ważne jest zrozumienie, w jaki sposób w tych warunkach motywację wewnętrzną można podtrzymać.
Bez odwoływania się do źródłowych prac naukowych mogę powiedzieć (dla zainteresowanych bardziej zagadnieniem mogę jednak polecić kilka artykułów, niestety w języku angielskim), że ważne w tym są trzy czynniki. Po pierwsze poczucie kontroli - motywacji pracownika, może nawet nie wykonującego tych najważniejszych zadań w wielkiej korporacji, niesłychanie sprzyja poczucie, że ma kontrolę nad tym, co robi, że kontrola nad jego zachowaniem i pracą spoczywa wewnątrz niego, a nie jest przekazana gdzieś na zewnątrz. Nota bene to wyjaśnia dlaczego metoda kija i marchewki - mobilizowania pracowników metodą nagród i kar - jest skuteczna tylko do pewnego poziomu. Gdy tych nagród jest zbyt wiele człowiek traci przekonanie, że kontroluje swój los i przez to traci motywację do działania.
Drugim takim bardzo ważnym elementem jest poczucie że to, co robimy, odpowiada naszym celom, jest zgodne z naszymi kompetencjami oraz wzmacnia je. Nie ma czegoś bardziej niszczącego dla motywacji, jak wykonywanie zadań, których nie rozumiemy, takich, przy których musimy udawać, że coś potrafimy, tak naprawdę nie potrafiąc, domyślać się jak mamy to zrobić, nie wiedząc za dobrze, o co naprawdę chodzi. Wynika to z napięcia, jakie generuje niepewność.
Trzecim bardzo istotnym elementem są relacje wynikające z przynależności do większego zespołu. Małe dzieci bardzo dobrze wychowują się w gronie rodzeństwa - podobnie do budowania motywacji potrzebujemy oddziaływania ze swoim otoczeniem.
Dzisiejsza szkoła budzi wiele emocji. Z jednej strony zarzuca się jej, że stworzona ponad 100 lat temu do przygotowywania posłusznych, zdyscyplinowanych i myślących tak samo pracowników gospodarki industrialnej nie miała na celu budowania motywacji. Z drugiej strony widać zapał i doświadczenie samodzielnych, twórczych, poszukujących nauczycieli, co stanowi bazę do budowania programów na przyszłość. Bo przecież, halo, Ziemia, świat się zmienił! Bez poczucia własnej wartości, bez motywacji, bez świadomości swoich własnych talentów dzisiejsi uczniowie staną bezradni wobec wyzwań, które będą musieli podjąć wchodząc w dorosłe życie.
Można oczywiście nadal uważać, że to wszystko bujda i strachy na lachy, a tak naprawdę nic się nie zmieni - tak musiały pewnie myśleć konie oglądając na początku ubiegłego wieku pierwsze samochody. Bo czyż nie było prawdą że wszystkie poprzednie wynalazki człowieka w dziedzinie transportu służyły tak naprawdę poprawie losu koni? Weźmy ogumienie na koła, dzięki któremu znacznie łatwiej pokonują one przeszkody albo lepsze rodzaje uprzęży. To wszystko prawda. Raz na jakiś czas przychodzi jednak innowacja która zmienia wszystko - po której w tym nowym świecie coś znika i już się nie odradza - tak jak zniknęły z naszych ulic końskie zaprzęgi, a liczba koni żyjących na Ziemi radykalnie się zmniejszyła.
A przecież zmieniają się nie tylko same urządzenia i maszyny. Jesteśmy świadkami zmian zachodzących w ekonomicznych relacjach między podmiotami. Coraz bardziej popularna staje się ekonomia dzielenia się zasobami, wymieniania się usługami. Wspaniałym przykładem są otwarte licencje, które pozwalają wykorzystać pomysł konkurencji, ulepszyć go, zarobić na nim, pod warunkiem jednak, że udostępni się swój pomysł innym, by też mogli go wykorzystać. Ekonomia nie jest już grą o sumie zerowej, w której jeśli ja mam wygrać, to ktoś inny musi przegrać. Piszę, a właściwie dyktuję ten tekst na laptopie, który wprawdzie kupiłem w sklepie, ale jego system operacyjny, stabilny i niezawodny, jest dostępny w otwartych zasobach. Korzystam z edytora, za który nie musiałem nic płacić i który jest wystarczająco zaawansowany technologicznie, bym nie musiał męczyć palców stukaniem w klawiaturę. Po prostu dyktuję, a funkcja rozpoznawania mowy pisze za mnie. Pliki przechowuję w chmurze, która także udostępniona jest mi za darmo. Na Facebooku dzielę się z moimi znajomymi nauczycielami, wybitnymi specjalistami, utalentowanymi kreatywnymi ludźmi, spostrzeżeniami, wątpliwościami i pomysłami na temat edukacji. Musimy sobie uświadomić, że tak jeszcze nigdy się nie działo, że po raz pierwszy w historii naszej cywilizacji możliwość komunikowania się i współpracy osiągnęła taki poziom.
Bezpośrednim źródłem tego tekstu jest niepokój wywołany zapowiedziami technologicznego przełomu w polskich szkołach, który ma polegać na udostępnieniu szerokopasmowego internetu i tablic interaktywnych w każdej klasie. O ile ta pierwsza sprawa, leżąca w zakresie kompetencji pani minister Anny Streżyńskiej - dostęp do szerokopasmowego internetu - jest warunkiem absolutnie niezbędnym, żeby polska szkoła mogła przygotowywać polskie dzieci do przyszłości - o tyle pomysł, aby to przygotowanie polegało na wykorzystaniu na lekcjach tablic interaktywnych, wydaje się być nieprzemyślany, jeśli nie szalony. Zanim podejmiemy decyzję, jakie wyposażenie zakupimy do polskich szkół za duże pieniądze, powinniśmy zastanowić się, czemu ma ono służyć.
Moja propozycja - i nie jestem w jej postulowaniu osamotniony - polega na tym, by szkoła przestała być miejscem wtłaczania dzieciom do głowy wiedzy z różnych przedmiotów, w rzeczywistości powiązanych ze sobą, ale w systemie sztucznie rozdzielonych. Chcemy, by stała się miejscem, w którym młody człowiek przechodzi formację, ewolucję od sytuacji, w której kontrola nad jego życiem leży w całości w rękach opiekujących się nim dorosłych, do sytuacji, w której pełna kontrola i pełna odpowiedzialność za to życie spoczywa w jego i tylko w jego rękach. Oczywiście, że ta kontrola wyrażać się powinna przez zarządzanie zasobami. I te zasoby - czytaj wiedzę, umiejętności i talenty - każdy może posiadać i każdy powinien móc spróbować je odkryć. Tyle, że nie każdy ma je takie same! Umiejętnie wykorzystując motywację, umiejętnie rozwijając kompetencje, umiejętnie ucząc opierania się na współpracy i dzielenia się swoją wiedzą z innymi w zamian za wiedzę i możliwości innych, powinniśmy starać się skłaniać dzieci by wybierały własną drogę, by nie bały się odpowiedzialności za swoje życie. Technologia cyfrowa w szkole może w tym bardzo pomóc, o ile nie sprowadzimy jej do postawienia tablicy interaktywnej w każdej klasie.
W Polsce szybko rośnie grupa znakomitych nauczycieli, którzy z pasją rozwijają możliwości wykorzystania nowych technologii na różnorakie sposoby, które bynajmniej nie ograniczają się (a są wręcz bardzo dalekie) do modelu polegającego na zaganianiu dzieci do spędzania czasu przed komputerem. Powinniśmy wykorzystać te doświadczenia. Samokontrolę - która niezbędna jest dla budowania motywacji uczniów - powinniśmy zaoferować także nauczycielom. Szkoła nie będzie służyć rozwojowi młodzieży, jeżeli nie znajdzie się w systemie edukacji miejsce na rozwój, kreatywność, działanie zgodne z kompetencjami i talentem, i współpracę nauczycieli.
Edukacja to subtelny proces i zadanie. W niczym nie przypomina fabrycznej taśmy, od której się kiedyś zaczęła, ani dostępnych dla osób wybranych uniwersytetów średniowiecznych. Pora byśmy zrozumieli, że nie chodzi o kosmetyczną w gruncie rzeczy zmianę polegającą na zastąpieniu nieco staromodnego, drewnianego narzędzia, dopasowanego do biernej, pasywnej roli ucznia i transmisyjnego modelu lekcji, jego nowoczesną, elektroniczną wersją. Stoimy na progu radykalnych zmian, więc na problem trzeba, moim zdaniem, spojrzeć szeroko. Konieczne jest przemyślenie roli szkoły i miejsca, jakie w edukacji publicznej mają zająć uczniowie, nauczyciele i rodzice. Nie da się szkoły zmodernizować bez otwarcia na różnorodność ludzkich - uczniowskich i nauczycielskich - talentów. Bez upodmiotowienia jednych i drugich, bez otwarcia nauczycieli na współpracę nie będzie współpracy wśród uczniów. Trzeba w końcu zacząć patrzeć na poszczególne przedmioty jak na prądy morskie w oceanie wiedzy, a nie jak na niezależne rzeki, przecinające wprawdzie ten sam kontynent, ale w żadnym wypadku nie trafiające do wspólnej zlewni. Konieczna będzie zmiana siatki godzin. Technologia nam pomoże, bo technologia wspiera bardzo aktywności, projekty, doświadczenia, badania. Idealnym polem do otwarcia szkoły na świat może być nauka programowania, pod warunkiem, że nie zawęzimy jej do kilku algorytmów i ich zastosowań. Wszystko to wymaga także włączenia do rozważań czwartego wymiaru - czasu- i opracowania wieloletniej strategii funkcjonowania systemy oświaty w czasach zmiany. Im szybciej się za to zabierzemy, tym lepiej dla nas wszystkich.
Autor dziękuję członkom grupy SuperBelfrzy RP za inspirujące dyskusje i liczne ulepszenia wykorzystane w tym tekście.
Notka o autorze: Lech Mankiewicz jest doktor hab., dyrektorem Centrum Fizyki Teoretycznej PAN, entuzjastą wykorzystania możliwości internetu w edukacji. Jeden z koordynatorów projektu Hands-On Universe, współpracownik portalu Społecznościowych Projektów Naukowych Zooniverse.org. Koordynator Khan Academy w Polsce, oddany tworzeniu polskojęzycznych zasobów edukacyjnych według metody Khana. Członek społeczności Superbelfrzy RP.