Wiedza nie powstaje w centrach powstawania wiedzy. Wiedza powstaje wszędzie. Ona musi być wymieniana i aktualizowana. Jest jak życie biologiczne, potrzebuje ciągłego odtwarzania, przetwarzania, reprodukowania się. I dzieje się to w relacjach, konektywnie, w sieci społecznej. Kiedyś odbywało się to analogowo, poprzez język i przekaz niewerbalny, poprzez kontaktowanie się ludzi ze sobą: współuczestnictwo, współdziałanie, rozmowę, dialog. Potem - za sprawą ewolucji kulturowej - ludzkie mózgi zaczęły wspomagać się pamięcią zewnętrzną. Najpierw było to pismo ręcznie zapisane, potem wydrukowane a więc szybko powielone i zwielokrotnione. Do sieci współpracujących mózgów dołączyły... książki i czasopisma. Kolejny element sieci.
A teraz mamy jeszcze większą pamięć zewnętrzną i poszerzone możliwości komunikacji (telekomunikacji). Krąg społeczny osób, z którymi się kontaktujemy listami, telefonami, e-mailami, różnorodnymi kanałami internetowymi, znacząco się poszerzył. I zwęszyła się nasza pamięć zewnętrzna w postaci dysków, serwerów, pamięci smartfonów i internetowo dostępnych repozytoriów. Jeszcze większa sieć kontaktujących się mózgów ludzkich, pamięci zewnętrznej i... sztucznej inteligencji. Większa i bardziej różnorodna. Mózgi i elementy sztuczne, wytworzone przez człowieka (a więc i te mózgi). Ewolucja biologiczna przenika się z ewolucją kulturową. Warto skupić się na systemie, a nie jedynie na dzieleniu elementów na naturalne i antropogeniczne. Tak jak w ekosystemie. Zakotwiczony jestem mocno w myśleniu systemowym i ewolucyjnym. I tak też patrzę na człowieka. Stąd te dygresje.
Wiedza powstawała konektywnie już u swojego zarania. Teraz, w dobie internetu i komputerów, rola konektywizmu się zwiększyła i bardziej uwidoczniła. Dlatego dostrzegliśmy i nazwaliśmy. Konektywizm. Ma to znaczenie dla teorii uczenia się (nauczania).
Kolektywizm pełniej zrozumiałem w czasie wykładu Stephena Downsa. w czasie konferencji w Centrum Nauki Kopernik. Znacząco uporządkował moje przemyślenia, doświadczenia i wcześniej zdobytą wiedzę także w zakresie filozofii nauki. Pojechałem na konferencję do Ciechanowa ("Mózg - umysł - uczenie się"), by dalej dyskutować. Przygotowałem się do tej dyskusji w formie referatu pt. "Czy ludzi mózg przystosowany jest do uczenia się w epoce cyfrowej?" Konferencja jest interdyscyplinarna, w zasadzie bardzo medyczna. Jadę jako biolog.
Pierwszy etap to przemyślenie i przygotowanie referatu. Drugim będzie wygłoszenie i ewentualna dyskusja. Trzecim elementem będzie wysłuchanie innych i zastanowienie się nad zasłyszanymi treściami. Tego nigdy nie zaplanujemy, bo treści będą nowe. Tak jak i spotkani ludzie. Niniejszy tekst jest uzupełnieniem referatu, wygłoszonego w Ciechanowie (konferencja "Mózg - umysł - uczenie się"). Praktycznym i eksperymentalnym odniesieniem się do treści tam wypowiedzianych. Jest kolejną próbą wyjścia poza tradycyjne schematy i tradycję konferencji naukowych. To nie jest publikacja (np. pokonferencyjna).
Sądzę, że obowiązkiem uczonego/naukowca/pracownika akademickiego jest rozpoznawanie, opisywanie otaczającej nas rzeczywistości, poszukiwanie i zrozumienie zachodzących procesów a potem relacjonowanie i opowiadanie o uzyskanych rezultatach. Zatem jadę do Ciechanowa nie tylko przekazywać wiedzę ale i przez dialog oraz eksperyment tę wiedzę tworzyć, razem z innymi.
Connect - przyłącz się, podłącz się do rozproszonej, wspólnej wiedzy już rozpoznanej. Kiedyś odbywało się to w postaci rozmowy "analogowej". I tak było przez dziesiątki tysięcy lat. Construct - buduj, zarówno rzeczy jak i zasoby oraz strukturę wiedzy. Contemplate - kontempluj i zastanawiaj się (do tego potrzeba czasem ciszy i wyjścia na pustynię). Refleksja, nad tym co zbudowane lub nauczone się, przyswojone. I w końcu Continue - idź dalej. 4 C konektywizmu.
Najogólniej rzecz ujmując - ludzki mózg nie jest przystosowany do uczenia się w epoce cyfrowej. Cóż zatem czynić? Czekać na efekty ewolucji? Jest jeszcze druga możliwość: zmienić środowisko edukacyjne tak, aby nasz mózg dobrze "działał" w zastanej rzeczywistości. Nie ma więc co narzekać na telefony komórkowe i mobilny internet. Trzeba zrozumieć zagrożenia i szanse i tak zmieniać środowisko edukacyjne by wyeliminować negatywne skutki. Bo nasz odziedziczony system kształcenia jest... nieprzystosowany do cyfrowego świata i naszych możliwości biologicznych. Łatwiej zmienić system edukacyjny niż ludzki mózg...
Nasz mózg od dawna był społeczny i jego "moce przerobowe" tworzyły się własnie do obsługi złożonych relacji społecznych. Tyle tylko, że w znacznie mniejszych grupach niż obecnie.
Utwierdzony wiedzą teoretyczną z filozofii nauki (konstruktywizm) śmielej bloguję. Bo jest to uzupełniająca forma refleksji jak i dyskusji w cyfrowym, nowym świecie, bo jest to sposób na wyrażanie myśli, co po głowie się kłębią, kiełkują niczym wiosenne kwiaty. A jeszcze jednym elementem będzie QR Kod, linkujący do niniejszego tekstu, umieszczony na slajdzie w czasie konferencyjnego referatu. Kolejny raz chcę sprawdzić czy można rozszerzyć dyskusję konferencyjną o przestrzeń internetową. Chcę opowiedzieć o przystosowaniach mózgu do uczenia się w epoce cyfrowej i dać możliwość uczestnikom szybkiego sprawdzenia. Nie tylko słowa ale i działania.
Tak jak wiele innych osób mam problem z wyrażaniem myśli. Z precyzyjnym formułowaniem, trafnym dobieraniem argumentów. Nasi przodkowie znacznie więcej czasu spędzali na plotkowaniu, opowiadaniu i "bezproduktywnym gadaniu". Trochę z tej dawnej sieci społecznej straciliśmy. Coraz mniej jest okazji do publicznych dyskusji na uniwersytecie – pozostają tylko te oficjalne, uroczyste a przez to rzadkie. To nie smartfony i "facebuki" są przyczyną. Przestrzenie internetowe są reakcją i sposobem na utrzymanie szerokich relacji społecznych i komunikacji. Stare potrzeby a nowe technologie. I tej sytuacji dopiero się uczymy. Brak czasu i nadmiar informacji zaczął się już w czasie rewolucji neolitycznej, gwałtownie przyspieszył w epoce przemysłowej i w miastach. Umiejętność współpracy staje się coraz bardziej kluczowa. Mózg społeczny w epoce cyfrowej... z przystawkami.
Coraz bardziej brakuje codziennej, spokojnej dyskusji. Pośpiech? Rosnące wymagania wydajności akademickiej, rosnące wskaźniki. Bo być może brakuje odpowiedniej przestrzeni publicznej oraz zbyt bardzo stajemy się korporacją z wyścigiem szczurów. Dyskutować? A po co, czy będą z tego jakieś punkty? Punkty żadne ale jest przecież zaspakajanie własnej ciekawości i społeczne obcowanie z innymi… I konektywne tworzenie wiedzy. Punkty przeminą, wiedza pozostanie. O ile będzie w użyciu.
Wiele osób w trakcie dyskusji wie, co chciałoby powiedzieć… tylko jak to zgrabnie ubrać w słowa? Myśl nie znajduje słownej konkretyzacji. Ponadto dochodzi strach, że może niechcący popełni się jakiś błąd językowy i inni będą głośno lub w duchu śmiać się? Przecież tak bardzo lubimy zaocznie obgadywać i wyszydzać innych. Więc milczymy z obawy. Ja także. Wielokrotnie. Hejt to internetowe wcielenie dawnej plotki. Społecznie nic nowego.
Prowadzenie bloga (a w dawnych czasach dziennika-pamiętnika) to praktyka, która czyni mistrza w posługiwania się słowem (komunikacja i relacje społeczne). Ćwiczyć trzeba często a nie tylko na olimpiadzie raz na cztery lata. Takie pisanie wydaje się jałowe – przecież punktów z tego nie ma, żadnych impact factor, żadnego akademickiego uznania i nagród. Być może wzrastają tylko (aż!) umiejętności w formułowaniu myśli, argumentowaniu. Wielokrotne próby by szlifować myśl. Kiedyś odbywało się to w rozlicznych dyskusja. Ulotnych, bo tylko w postaci niezapisanych słów.
Konektywne współtworzenie wiedzy. Bo ona powstaje wszędzie a nie w jakichś centrach produkowania wiedzy. Blogowanie-pisanie zmusza do czytania, poszukiwania, dokształcania się. Efekty w postaci umiejętności formułowania swoich wypowiedzi przydadzą się każdemu. Mnie na pewno. Jakże często dziwię się, gdy ludzie z tytułami, wykształceni mają ogromne trudności z napisaniem krótkiego tekstu, prostej informacji. Lub mają kłopoty ze składną i jasną wypowiedzią ustną, publiczną. Przecież nie dlatego, że mają pustkę w głowie, że nie mają wiedzy i ciekawych przemyśleń. Chyba dlatego, że nie ćwiczą. Piszą tylko w hermetycznym stylu publikacje naukowe. One są niewątpliwie potrzebne. Ale zamykają świat naukowy w specyficznym getcie.
Umiejętność wypowiedzi i składnego formułowania myśli przydaje się każdemu, nawet najbardziej utytułowanemu naukowcowi (a może przede wszystkim właśnie jemu!), czy to w życiu zawodowym czy też w porozumiewaniu się w rodziną. Bez prawidłowego (jasnego, precyzyjnego, interesującego) wyrażania myśli trudno o dobrą komunikację, zarówno w świecie naukowym jak i w komunikacji ze studentami. Bez tej umiejętności rośnie ilość konfliktów, nieporozumień i w konsekwencji stresu.
Dlatego piszę sobie, tu na blogu, choć niektórym wydaje się to bezcelowe i bezproduktywne (zabiera czas, który można byłoby przeznaczyć na robienie kariery). Piszę, by ćwiczyć. Piszę, bo uważam, że świat nie jest jedną wielką korporacją. Pisanie niezawodowe, nie przekładające się na wymierny efekt finansowy czy karierę, tym bardziej dostarcza satysfakcji. Piszę dla siebie i dla ludzi, nie oczekując gratyfikacji czy poklasku.
Piszę by tworzyć i utrzymywać więź. I by się uczyć. A jeśli chcesz, drogi Czytelniku, to napisz swoje uwagi (refleksje) do niniejszego tekstu w komentarzu. Nie jest to tak atrakcyjne jak bezpośrednia dyskusja, ale jest jednak możliwością dialogu w znacznie poszerzonym kręgu społecznym. W większej sieci powiązań (...)
Notka o autorze: Prof. dr hab. Stanisław Czachorowski jest biologiem, ekologiem, nauczycielem i miłośnikiem filozofii przyrody, pracownikiem naukowym Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego. Niniejszy wpis ukazał się na jego blogu Profesorskie Gadanie. Licencja CC-BY.