Strona 2 z 3
Aby poprawiać jakość szkolnictwa wyższego, musi istnieć konkurencja na rynku edukacyjnym, bo inaczej szkołom nie będzie chciało się nic poprawiać i poziom nauczania będzie się obniżał.
Konkurencja polega na tym, że wszystkie podmioty zdane są na siebie i rywalizują na równych zasadach. Faworyzowanie jednym uczelni przez zapewnianie im wielkich subwencji z budżetu państwa jest po prostu zaprzeczeniem konkurencji i formą dyskryminowania instytucji i studentów szkół prywatnych.
Tymczasem, jeśli spojrzeć na liczbę absolwentów prywatnych szkół wyższych, ich z roku na rok przybywa. Na początku roku akademickiego 2006/2007 funkcjonowało 318 uczelni niepublicznych kształcących 640,3 tys. studentów (czyli 33% ogółu studentów), w tym 189,8 tys. na pierwszym roku studiów. W porównaniu z rokiem poprzednim nastąpił wzrost liczby tych szkół o 1%, a studentów o 3,1%. (GUS, Szkoły wyższe i ich finanse 2006). Jeżeli do tej liczby doliczymy tych, którzy studiują odpłatnie na uczelniach publicznych (co najmniej połowa studiujących) – okaże się, że w Polsce zdecydowana większość studentów musi płacić za edukację. Utrzymywanie bezpłatnych studiów jest zatem nie tylko dyskryminacją szkół prywatnych, ale również studentów płatnych studiów na uczelniach publicznych – w końcu to oni również składają się na edukację ok. 1/3 liczby wszystkich studiujących.
W Stanach Zjednoczonych czy Anglii studia wyższe są w mniejszym lub większym stopniu, ale odpłatne. Odpłatność nie tylko kształtuje zdrową relację pomiędzy studentem a uczelnią, ale również jest jednym z najważniejszych czynników sprzyjających rozwojowi uczelni. Są to środki, które można przeznaczyć na lepszą kadrę, infrastrukturę, nowe programy nauczania, nowe technologie, badania naukowe itd., a nie tylko na utrzymywanie biurokracji na uczelni. Nic dziwnego, że najważniejsze rankingi światowych uczelni są zdominowane przez amerykańskie i angielskie uczelnie. One dzięki temu mogą bardziej efektywnie zarządzać szkołą.
{mp3}platne_studia_2{/mp3}