Strona 1 z 4Rozmowa z minister Ireną Dzierzgowską, współautorką reformy systemu edukacji w 1999 roku, redaktorem naczelnym miesięcznika Dyrektor Szkoły oraz serwisu Monitor Edukacji, autorką wielu publikacji książkowych i artykułów o tematyce oświatowej. Publikujemy obszerne fragmenty wywiadu, który ukazał się na łamach Gazety Szkolnej w styczniu bieżącego roku.
GS: Minister edukacji Katarzyna Hall zapowiedziała dokończenie reformy systemu oświaty rozpoczętej przez Mirosława Handkego. Teraz jednak zmieniła się sytuacja wewnętrzna i uwarunkowania zewnętrzne, a przed polską edukacją stoją inne wyzwania niż w 1999 roku. Jakie jest Pani zdanie w tej sprawie?
ID: Uważam, że pewne rzeczy trzeba dokończyć, ponieważ nie było kontynuacji podjętej przez nas reformy. Mamy w tej chwili swego rodzaju pękniecie w systemie edukacji: kompletnie inny ustrój szkolny w szkole podstawowej i gimnazjum oraz zupełnie niezreformowana szkołę ponadgimnazjalną.
GS: Nowe weszło do szkół podstawowych i gimnazjów, a stare nadal panuje w szkolnictwie ponadgimnazjalnym?
ID: Dokładnie tak. To można bardzo łatwo pokazać na prostym przykładzie historii. Uczy się jej w szkole podstawowej, najpierw opowiadając bajeczki i legendy, a potem ucząc jak najbardziej ogólnie historii Polski czy świata. W gimnazjum przechodzi się całą chronologię – począwszy od starożytności do współczesności, ale nikt nie ma już pomysłu na liceum. W związku z tym uczeń przechodzi znowu ten sam ciąg, tylko w trochę innym układzie. Trzeba pamiętać, że w szkole ponadgimnazjalnej jest mniej czasu na realizację treści programowych, a przecież to właśnie tam powinno się pogłębiać wiedzę w sposób bardzo poważny. Takie traktowanie programu to wielka strata czasu, więc reforma programowa musi być dokończona, to nie ulega wątpliwości. Struktura szkół ponadgimnazjalnych to tak naprawdę XIX wiek.
Tu nie można mówić o kończeniu reformy, potrzebna jest poważna zmiana. Jesteśmy chyba jednym z ostatnich krajów w Europie, które wypuszczają absolwentów dorosłych, bo 19-letnich, traktując ich jak małe dzieci – sadzając w ławkach szkolnych, przodem do tablicy, dokładnie tak jak w szkole podstawowej. Nauczyciele wykładają, zadają zadania i sprawdzają je, uczy się podobnych umiejętności i w podobny sposób jak w gimnazjum. To jest bez sensu. Absolwent takiej szkoły nie jest człowiekiem, który by sobie poradził w Europie XXI wieku, nie jest konkurencyjny na rynku pracy, w nauce, badaniach naukowych. To niestety widać już teraz, bo Polska w nowoczesnych dziedzinach życia pozostaje w tyle za innymi krajami. Wygrywamy dzięki hydraulikom we Francji. To może cieszyć, ale to nie jest to, co buduje bogactwo narodów.
Zgadzam się, że po latach, już prawie całej dekadzie od 1999 roku, trzeba pomyśleć o zmianie. Programy, które wchodziły wówczas do szkół, powinny być szybko zmienione, ponieważ nadal nie odpowiadają wyzwaniom nowoczesnej Europy i świata. Jest więc dobra okazja, by kończąc reformę, dokonać niezbędnych modyfikacji.
Ostatnie dwa lata były klęską edukacji. Mam na myśli to, co robił minister Roman Giertych i bałagan, który po nim pozostał. Proszę zauważyć, że począwszy od czasów minister Łybackiej brak było spójnej wizji edukacji. To, moim zdaniem, postawiło w tej chwili ministerstwo w niesłychanie trudnej sytuacji. Już w tej chwili można powiedzieć, że nie tylko nie dogoniliśmy, ale ciągle pozostajemy w tyle za Europą i światem, jeżeli chodzi o nowoczesną edukację. A nawet cofnęliśmy się, i to znacznie, w kilku dość ważnych aspektach, m.in. w świadomości nauczycieli. Przez ostatnie 2 lata nie odbywały się żadne debaty ani poważne dyskusje o edukacji. To jest strata, której nie da się oszacować. Straciliśmy dwa lata przez niebezpieczne i niefachowe decyzje.
GS: Mówiąc o świadomości nauczycieli, ma Pani na myśli to, że stali się bardziej uległymi i biernymi wykonawcami poleceń ministra i swoich zwierzchników?
ID: Chodzi mi o świadomość nauczycieli, ale nie tylko. Oświata jest dziedzina niesłychanie społeczną, wszyscy albo mają dzieci w szkołach, albo kogoś z rodziny lub znajomych, którzy mają dzieci czy wnuki w wieku szkolnym, albo sami pracują w szkole. Nie ma w Polsce człowieka, który nie byłby zainteresowany oświatą.
Mało tego, wszyscy płacą podatki, z których znaczna część przeznaczana jest na edukację. Jednak to, o czym się mówi w edukacji i jakie tematy uznaje się za ważne, inicjowane jest przez autorytety i ministerstwo edukacji. Jeżeli przez ostatnie dwa lata słuchaliśmy tylko tego, że szkoła jest beznadziejna, niebezpieczna, dzieci są złośliwe, okropne i trzeba je mocno zdyscyplinować, a mundurki stały się najważniejszym problemem oświatowym, w efekcie nie tylko nauczyciele, ale i całe społeczeństwo zgubiło gdzieś sens tego, o czym mamy właściwie dyskutować.