Chińska lekcja edukacji

fot. CC-BY-SA Rex Pe

Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times

We współczesnym świecie również edukacja podlega procesom globalizacyjnym. Warto śledzić, co dzieje się w szkołach w innych krajach, na innych kontynentach i wyciągać wnioski pod kątem własnej pracy. Prezentujemy dziś ciekawe spojrzenie na edukację z perspektywy chińskiej. "Każde dziecko rodzi się twórcze. Zamiast tłumić tę cechę, trzeba ją pielęgnować" – mówi prof. Yong Zhao w rozmowie z Janem Gmurczykiem z Instytutu Obywatelskiego.

Jan Gmurczyk: Polska i Chiny zdają się znajdować w podobnej sytuacji: oba kraje rozwijały się szybko w przeszłości, lecz teraz, aby dalej rosnąć, muszą zbudować innowacyjną gospodarkę. Jak powinien być zaprogramowany system edukacji, żeby ułatwić ten proces?

Prof. Yong Zhao: Przede wszystkim musimy sobie uzmysłowić, że każdy system edukacji, czy też każda kultura edukacji, są zaprojektowane tak, by służyć jakiemuś celowi w określonym czasie. Polska i Chiny powinny zrozumieć, iż potrzebują dziś innych talentów niż do tej pory. Aby stworzyć nowe szanse dla naszych społeczeństw, potrzeba nam ludzi kreatywnych, przedsiębiorczych i myślących globalnie. To oznacza, że nasza filozofia kształcenia musi się zmienić.

W Chinach system edukacji jest bardzo dobrze dostosowany do realiów przeszłości. Został stworzony po to, by podpierać wielkie społeczeństwo rolnicze pod rządami cesarzy. Nie jest to jednak system dobry z punktu widzenia rozwoju indywidualnych talentów, potrzebnych obecnie. Jeśli kraj chce wzbudzać w uczniach indywidualność, kreatywność i przedsiębiorczą umysłowość, szkoły trzeba dostosować do rzeczywistości XXI wieku.

Jak?

Zacznijmy od tego, że system edukacji nie powinien być zaprojektowany z myślą o usuwaniu u dzieci deficytów zgodnie z uprzednio zdefiniowanymi standardami, tak jak to się dzieje teraz. Egzaminujemy nasze dzieci, aby sprawdzić, czy spełniają określone wymagania. Jeśli nie, każemy im się dostosować. To niewłaściwe podejście. Powinniśmy zrozumieć, że każde dziecko ma pasję, zainteresowania i pewne atuty. Jeżeli chcemy, by uczeń był kreatywny, to jego atuty należy rozwijać, a pasję wspierać.

Podkreślmy, że każde dziecko rodzi się twórcze. Zamiast tłumić tę cechę, trzeba ją pielęgnować. Szkoły powinny oferować programy nauczania zgodnie z osobistymi zainteresowaniami, a nie standardami. To oznacza, że nasze szkoły muszą zmienić filozofię kształcenia tak, by ton nadawał edukacji uczeń, a nie nauczyciel.

Na czym miałaby w tym układzie polegać rola pedagogów?

Nauczyciele nie są już strażnikami wiedzy. Dziś informacje są dostępne łatwiej niż kiedykolwiek wcześniej, również w takich krajach jak Polska i Chiny. Nie sprawiajmy, by pedagodzy konkurowali z internetem. Zamiast przekazywać wiedzę, nauczyciele powinni pomagać uczniom ją zdobywać.

Pamiętajmy też, że wszyscy jesteśmy połączeni globalnie. Nauka naszych dzieci musi wykraczać poza to, co jest dostępne w obrębie szkolnych murów. Mało tego – już od bardzo wczesnych lat należy uczyć dzieci, że są wartościowe, przy czym ta wartość powinna być poznawana poprzez pomaganie innym.

Jak się zatem okazuje, w myśleniu władz potrzeba dużej zmiany. Nie możemy nakazywać szkołom, by wszystkich uczniów uczyły tego samego w tym samym czasie, ani oczekiwać, że wszystkie dzieci będą rozwijać się w tym samym tempie. Czas zrozumieć, że dzieci są autonomicznymi, myślącymi istotami ludzkimi. Mają emocje i uczucia. Zamiast nadzorować uczniów, musimy dać im kontrolę nad ich własną nauką.

Młodzież powinna nauczyć się uczyć?

Tak, choć ta koncepcja jest często niewłaściwie interpretowana. Dzieci muszą stać się panami swojego własnego przedsięwzięcia edukacyjnego. Pozbawiliśmy je tego. To dzieci muszą odkryć, co je interesuje, w czym są dobre, co wzbudza ich pasję. Nauka to ich sprawa. To one muszą przejąć odpowiedzialność za budzenie się każdego ranka, by chodzić do szkoły.

Myśli pan, że takie podejście zdałoby egzamin?

Dzieci są naturalnie zmotywowane do nauki, o ile przyzna się im autonomię. Uczniowie nie powinni być zmuszani przez rodziców do wyjścia z łóżka i pójścia do szkoły. Z kolei szkoła nie powinna stosować ocen i testów, aby ich motywować.

Standardy i testy są dziś wszechobecne. Jak do tego doszło?

W dużej mierze możemy za to podziękować międzynarodowym sprawdzianom, zwłaszcza badaniu PISA przeprowadzanemu pod auspicjami OECD. Przez ostatnie lata PISA była nagłaśniana i promowana jako test, który jest w stanie zmierzyć przyszłość zarówno dzieci, jak i państw. W efekcie rządy na całym świecie czekają w napięciu na każdą kolejną edycję badania. Oczywiście, w rankingu nikt nie chce wypaść słabo. Kraje azjatyckie korzystają ze standaryzacji i uzyskują wysokie wyniki, więc wszyscy zaczęli podążać za ich przykładem. Tym sposobem standaryzacja zaczęła się rozprzestrzeniać.

Czy w zakresie kształcenia są jakieś lekcje, które Chiny mogłyby zaoferować innym krajom?

Tak, Chiny oferują zwłaszcza jedną, wspaniałą lekcję. Generalnie rzecz biorąc, dzisiejszy chiński system edukacji stanowi kontynuację systemu zbudowanego przeszło tysiąc lat temu. Stosuje się w nim scentralizowane, jednorodne standardy oraz testy. W ten sposób system dostarcza znakomitych wyników egzaminacyjnych i bardzo posłusznych obywateli.

Sęk w tym, że homogenizacja nie sprzyja bogactwu talentów. Aktualnie potrzebujemy indywidualnych różnic, ciekawych uczniów, twórczych ludzi i innowatorów. Chiński system edukacji okazał się najlepszym modelem z punktu widzenia przeszłości, ale jednocześnie jest najgorszym modelem pod kątem przyszłości. Na tym właśnie polega lekcja.

Jakie są największe błędy, których powinny wystrzegać się dziś rządy w procesie projektowania i reformowania systemów kształcenia?

Przede wszystkim rząd powinien unikać postawy autorytarnej. Myślenie, że w sferze edukacji to władze mają najlepszy pomysł dla wszystkich, jest błędne. Ludzi nie da się zaplanować. Nie możemy powiedzieć: „ten oto system kształcenia stanowi idealny przepis na stworzenie nowego Steve’a Jobsa”. Możemy jedynie pielęgnować talenty.

Oprócz tego, rządy powinny unikać trzech pomyłek. Po pierwsze, przypisywania każdemu uczniowi tego samego programu nauczania. Po drugie, pomiaru efektywności nauczycieli w oparciu o rezultaty testów. Po trzecie, sortowania dzieci na podstawie ich wyników egzaminacyjnych w wieku trzech, pięciu czy dziesięciu lat.

Czy są jakieś kraje, które wdrażają przedstawianą przez pana filozofię kształcenia?

Nie, choć na Zachodzie, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, można było swego czasu znaleźć pewne jej elementy. Kiedyś Amerykanie cieszyli się zdecentralizowanym systemem edukacji. Koledże i szkoły miały własne programy nauczania. Istniało wiele lokalnych konfiguracji kształcenia. Ten system zawierał nutę tej edukacji, o której mówię, lecz od 20-30 lat kraj znajduje się na niewłaściwej ścieżce. Stany Zjednoczone straciły znaczną część swego tradycyjnego potencjału edukacyjnego.

Państwa azjatyckie takie jak Chiny i Singapur starają się zmodernizować swoje systemy kształcenia, lecz z powodów historycznych okazuje się to trudne. Zresztą, nie sądzę, by te kraje były do końca chętne odejść od rozwiązań, które okazały się tak dobre w przeszłości i które dostarczały tak wspaniałych wyników na testach. Tym niemniej, czas najwyższy zapomnieć już o tych wszystkich badaniach międzynarodowych, takich jak PISA. Zwracanie na nie uwagi po prostu spowalnia reformy.

Zdaje się, że rządy na całym globie mają dużo pracy domowej do odrobienia. Czy w przyszłości systemy kształcenia na świecie zmienią się na lepsze?

Mam nadzieję, lecz na razie nie widzę większego zwrotu w sposobie myślenia rządów. Na jedną rzecz warto jednak zwrócić uwagę: w Stanach Zjednoczonych obserwujemy rosnący sprzeciw wobec testowania i standaryzacji. Demokracja może odegrać ważną rolę w procesie zmian. Amerykański rząd jeszcze nie przewartościował swojej strategii edukacji, ale być może za pięć czy dziesięć lat odkryje swój błąd i powie: „przegapiliśmy mnóstwo szans, musimy zmodyfikować naszą filozofię kształcenia”.

Notka o rozmówcy: Yong Zhao – profesor edukacji na Uniwersytecie Oregonu (USA). Autor książki pt. „Who’s Afraid of the Big Bad Dragon? Why China Has the Best (and Worst) Education System in the World” (2014). Niniejsza rozmowa ukazała się na stronach Instytutu Obywatelskiego.

Jesteśmy na facebooku

fb

Ostatnie komentarze

Kasia napisał/a komentarz do Rady nietrafione i rady pożyteczne
Dyrektora, a zwłaszcza dyrektorkę, cechuje żądza władzy. Arogancja ze strony dyrektorki w moim liceu...
Jacek Ścibor napisał/a komentarz do Brak chętnych do nauczania w szkołach
Moim zdaniem i Maciej Sysło i Robert Raczyński mają rację - obie wypowiedzi trafiają w sedno problem...
Gość napisał/a komentarz do Na zastępstwach
W punkt.
Ppp napisał/a komentarz do Czas na szkołę doceniania
Pytanie podstawowe: PO CO oceniać? Większość ocen, z jakimi się w życiu spotkałem, nie miało żadnego...
Robert Raczyński napisał/a komentarz do Brak chętnych do nauczania w szkołach
W żaden sposób nie negowałem potrzeby, czy wręcz obowiązku kształcenia nauczycieli. Niestety, kontyn...
Generalnie i co do zasady ok. 30% ocen jest PRZYPADKOWYCH - częściowo Pani opisała, dlaczego. Jeśli ...
Maciej Sysło napisał/a komentarz do Brak chętnych do nauczania w szkołach
W odpowiedzi na sarkastyczny ton wypowiedzi Pana Roberta mam jednak propozycję. Jednym z obowiązków ...
Robert Raczyński napisał/a komentarz do Brak chętnych do nauczania w szkołach
Jeśli pominąć ideologiczne ozdobniki, problem z brakiem nauczycieli wynika z faktu, że wiedza przest...

E-booki dla nauczycieli

Polecamy dwa e-booki dydaktyczne z serii Think!
Metoda Webquest - poradnik dla nauczycieli
Technologie są dla dzieci - e-poradnik dla nauczycieli wczesnoszkolnych z dziesiątkami podpowiedzi, jak używać technologii w klasie