Cyfrowy dobrostan

fot. Fotolia.com

Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times

Jak pandemia pomogła niektórym szkołom we wkroczeniu w cyfrową nadświetlną i jakie były pierwsze kroki w budowaniu technologicznego wehikułu edukacyjnej zmiany – mówią Ewa Radanowicz i Oktawia Gorzeńska.

Bartłomiej Kuczyński: Co było pierwszym impulsem, motywacją do wprowadzania technologii do szkoły?

Oktawia Gorzeńska, ekspertka ds. innowacji: Kilka lat temu, gdy zostałam dyrektorką szkoły, zaczęliśmy zmieniać kulturę pracy, usprawniać organizację: chcieliśmy np. pokonać system, w którym jeden nauczyciel zbiera od wszystkich informacje, kiedy będą prowadzili kółka itp., spisuje je na kartce, przepisuje, poprawia błędy, trudzi się, a i tak niezadowolenie jest duże. Współdzielony dokument był dobrym rozwiązaniem. Wtedy korzystaliśmy jeszcze po prostu z dokumentów Google’a. Po pierwsze pokazało to, że taka praca wymaga mniej czasu, a po drugie – że każdy jest odpowiedzialny za siebie. Oczywiście mieliśmy też wpadki, w których ktoś skasował wszystkie dane i trzeba było sięgać głęboko do historii edycji… Drugim momentem był projekt Erasmus Mobilność kadry edukacyjnej. Jeździliśmy po różnych szkołach w Europie i podpatrywaliśmy, jak one wprowadzają technologie. Wtedy – jeszcze zanim pracowaliśmy jako Szkoła w chmurze i Flagowa szkoła Microsoft – zaczęliśmy wykorzystywać różne narzędzia cyfrowe, by angażować uczniów. Takie były nasze pierwsze kroki.

Ewa Radanowicz, ekspertka ds. innowacji i zmiany: Ja miałam inną historię, związaną z moją osobistą drogą. Gdy wiele lat temu, w roku 2000, szykowałam się do konkursu na dyrektora szkoły, potrzebowałam drugiej kwalifikacji (jestem po edukacji wczesnoszkolnej), która pozwoliłaby mi na pracę w gimnazjum lub zespole szkół. Jedyny grant z kuratorium to były studia podyplomowe z informatyki. Z ogromnym przerażeniem, nie zdając sobie sprawy z tego, co robię, zgłosiłam się na te studia. To była droga przez mękę! Na szczęście miałam duże wsparcie męża i jakoś przebrnęłam. A na koniec napisałam pracę dyplomową o tym, jak gry komputerowe mogą wpływać na rozwój dziecka. I technologie pomogły mi zostać dyrektorem zespołu szkół.

Od zawsze szukam wszelkich możliwości, żeby ułatwić sobie pracę i wtedy mówię: „O! To mi może ułatwić pracę!”. Np. kiedyś, bardzo dawno temu, jadąc rowerem przez Puszczę Białowieską, pomyślałam, że mogę wszystkim założyć służbowe mejle, zamiast przekazywać papierowe dokumenty. Po wakacjach wprowadziłam to w życie. W 2007 r. spowodowało to bunt na pokładzie: jedna z nauczycielek wciąż przynosiła mi pliki na pendrivie. A ja konsekwentnie przyjmowałam tylko wiadomości przesłane emailem. Później pojawił się dziennik elektroniczny wprowadzony z dnia na dzień. Rzucaliśmy się na szerokie wody.

Jak wprowadzały Panie cyfrową zmianę w swoich szkołach?

ER: Miałam szczęście do nauczycieli, którzy sami mówili: „Chciałabym mieć w klasie tablicę interaktywną”. „A co to jest?” – pytałam wtedy. Byli i tacy, którzy są sprawni w technologiach i radzili, jaki kupić komputer, jakie oprogramowanie, jak stworzyć stronę szkoły. Technologia pojawiała się dlatego, że ludzie jej potrzebowali. Nikogo nie zmuszaliśmy do niczego poza niezbędnym minimum. Z czasem w szkole pojawiła się wspólna platforma, dużo działań w sieci.

Może nie powinnam o tym mówić, ale nie miałam nawet świadomości, jak niektórzy nauczyciele są zanurzeni w technologii! Gdy pojawił się COVID, zadzwoniłam do Oktawii i powiedziałam: „my w ogóle nie jesteśmy technologiczni”. Oktawia zrobiła nam inwentaryzację i okazało się, że mamy sporą grupę, która sobie dobrze radzi. Szkoła ma internet, WiFi, a trzy lata temu wspólnie z uczniami wpłynęłam na nauczycieli, by zaczęli stosować smartfony na lekcjach.

Gdy pojawiło się hybrydowe nauczanie i powiedziałam w pokoju nauczycielskim, że będziemy je stosować, to niektórzy próbowali zorganizować bunt, ale poszło dobrze. Taka jest nasza historia: jesteśmy technologiczni.

Jakiego to wymagało wsparcia nauczycieli?

OG: To była troska o czas i patrzenie, jak można się odciążyć. Chcieliśmy poprawiać komunikację, włączać uczniów, mocniej angażować. Od początku zadbaliśmy o „pogotowie cyfrowe”. Zgłosiło się do niego kilka osób – głównie językowców – którzy czuli się mocni w technologiach i wspierali innych na stałych dyżurach.

Z czasem uporządkowaliśmy ten system, tworząc jedną platformę i podstawowe wymagania, które każdy musi opanować: mejla sprawdzamy zawsze dwa razy dziennie i odpisujemy, nawet bardzo krótko. Była i ścieżka dla zaawansowanych, budowaliśmy eksperckość nauczycieli. Dziś to są wymiatacze, którzy dzielą się z innymi tym, co robią w sieci. Trzeba zróżnicować ścieżkę rozwoju, dać przestrzeń i usunąć się w cień, żeby ludzie mogli podziałać – a efekty będą naprawdę dobre.

ER: Wspieramy się inaczej niż u Oktawii. Na początku sama bałam się, że sobie nie poradzę. Dostałam zgodę na półtora etatu osób wspierających. Nauczyciele, pomagają w prowadzeniu dziennika elektronicznego, bibliotekarki poszukują nowości i informują nauczycieli o nowych materiałach, administrator pilnuje, by sprzęt był sprawny i aby był internet – bez niego jest jak bez powietrza! Sekretarz szkoły doskonale opanował tablice interaktywne, nauczyciel języka obcego prowadzi robotykę i druk 3D, a nauczycielka wczesnoszkolna robi teatr z technologiami. Cieszę się, jak oni wzajemnie, po ludzku sobie pomagają. W czasie zamknięcia szkoły nawet ci, którzy korzystali tylko z minimum, dogadywali się z innymi nauczycielami i prowadzili wspólne lekcje.

Technologie są częścią całego procesu edukacyjnego i wspierają relacje w szkole.

ER: My stosujemy technologię jako jedno z wielu narzędzi: pracujemy w ruchu, w działaniu, gotując, wyżywając się artystycznie. Cieszę się, że rozwijamy się technologicznie i wchodzimy na kolejne poziomy, ale bardziej uczymy się współpracy niż poznawania samych narzędzi. Sytuacja w COVID pokazała, że dobrze sobie z tym radzimy.

OG: Cyfrowa szkoła to nie jest technologia od samego wejścia. Ważna jest równowaga między kompetencjami cyfrowymi a rzeczami manualnymi, jak gotowanie czy sprawy społeczne. Istotny jest też moment, w którym uczniowie i nauczyciele stają się twórcami materiałów edukacyjnych. Nie jest dobrze, żeby tylko nauczyciel dostarczał „cyfrowych rozrywek”. Mamy teraz blogerów, youtuberów, uczniowie prowadzą fanpage’e czy quizy.

Jakie z Pań perspektywy były największe wyzwania w procesie cyfrowej zmiany w czasie pandemii i najważniejsze jej plusy dla uczniów i nauczycieli?

ER: Wyzwaniem jest na pewno infrastruktura. Dzieci przyjeżdżają do nas z 19 miejscowości i 5 miast. W niektórych miejscach nie było nawet internetu, w czasie pandemii to była duża trudność. Już wtedy mieliśmy hybrydę: od drukowania materiałów i dowożenia pod drzwi, przez połączenia słabej jakości łączem telefonicznym, aż po realną pracę online.

Wyzwaniem są też w naszym środowisku rodzice: często nie mają cyfrowych umiejętności. Musieliśmy czasem pojechać do domu i zorganizować miejsce pracy, poszukać miejsca, w którym jest zasięg, pokazać, jak z tego korzystać. Mamy bardzo dużo wsparcia psychologiczno-pedagogicznego dla całych rodzin. Przeniesienie tego do online’u też było trudne.

W naszej szkole stawiamy przede wszystkim na dobrostan, teraz pojawił się nowy aspekt: dobrostan cyfrowy. Zobaczyliśmy, że żyliśmy w chaosie cyfrowym, używaliśmy różnych narzędzi. Pomogli nam rodzice, których pytaliśmy, co nam wychodzi, a co trzeba by zmienić. W szkole rozpoczęła się dyskusja o tym, jak wejść na kolejny poziom wykorzystania technologii. Cała sytuacja pokazała mi, że nie ma innej drogi. Wcześniej to wiedziałam, a teraz w pełni zrozumiałam. Wchodzimy w kolejny etap. Narzędzia cyfrowe będą elementem lepszego dotarcia, większej personalizacji edukacji.

Pewnie żeby było ładnie i gładko, do publikacji powinnam powiedzieć, że cieszę się z nowych cyfrowych narzędzi, których się nauczyliśmy, ale nie powiem tak! Najbardziej cieszę się z relacji: że nie zatraciliśmy tego, co najważniejsze: dbania i troski o siebie nawzajem – nauczycieli, dzieci, rodziców. Dzieciaki bardzo współpracują ze sobą, pandemia to mocno uaktywniła.

OG: Jako praktyk pracuję z wieloma szkołami i dyrektorami. Widzę, że największym wyzwaniem jest przekonanie ludzi: pokazanie, że technologia to część życia, od której nie uciekniemy. Warto byłoby wykorzystać pozytywne doświadczenia lockdownu i przełamanie się wielu nauczycieli (dodajmy, że nie wszystkich), wyciągnąć wnioski. Musimy też pokazać, że technologie to narzędzie, że nie jesteśmy jej niewolnikami. Brakuje strategii myślenia o tym, zobaczenia celowości tego działania. Bezmyślne cyfryzowanie to wylanie dziecka z kąpielą.

Ale jest też dużo plusów: dyrektorzy zostawiają wiele elementów przymusowej zmiany, np. część rad pedagogicznych będzie odbywała się zdalnie, bo to oszczędność czasu. Wiele szkół zapanowało nad chaosem i wybrało jedną wspólną platformę. Ważna jest personalizacja: dyrektorzy odkryli niektórych nauczycieli, a wielu rodziców mówiło, że przy zrównoważonym modelu zdalnym uczniowie czuli się bardzo dobrze i pokazali się z innej strony.

ER: Dodam, że pandemia pokazała nauczycielom i dyrektorom, że w szkole są tacy, którzy nie odnajdowali się w stacjonarnej rzeczywistości, a wirtualnej rozkwitli – i odwrotnie. To megaważna informacja – czy ludzie zdają sobie z tego sprawę? Dlaczego tak się stało i w jakim kierunku szkoła powinna rozwijać kompetencje dzieci? Marzy mi się sytuacja, w której z takich sytuacji wyciągniemy wnioski do dalszego rozwoju. Czasem chodzi o kompetencje okołotechnologiczne: komunikacji, współpracy, prezentacji.

Mój wniosek? Zarządzajmy wiedzą, uczmy się ją wykorzystywać, a kształtujmy kompetencje, bo nie wiemy, w jakich sytuacjach będą nam jeszcze potrzebne.

OG: Wykorzystajmy moment zmiany, żeby zredefiniować to, co robimy, żeby zobaczyć, czego potrzebują uczniowie. Nie okopujmy się, nie narzekajmy, tylko wykorzystajmy tę sytuację, by lepiej przygotowywać siebie i dzieci na kolejne wyzwania.

 

Rozmawiał Bartłomiej Kuczyński z Fundacji Orange. Artykuł ukazał się w publikacji podsumowującej konferencję Edukacja jutra, zorganizowaną przez Fundację Orange i na stronie Fundacji Orange

 

Jesteśmy na facebooku

fb

Ostatnie komentarze

Przerażająca wizja. Z jednej strony trzeba gonić za technologią która rozwija świat, z drugiej stron...
Stanisław Czachorowski napisał/a komentarz do Wykład w czasach postpiśmienności, czyli szukanie drogi we mgle
Tak, najważniejszy jest tok rozumowania, opowieść o wiedzy i dochodzeniu do wniosków, odkryć. To się...
Wykładam matematykę i staram się postępować na przekór pewnego określenia czym jest wykład: to trans...
Stanisław Czachorowski napisał/a komentarz do Wykłady w stylu programów popularnonaukowych?
Zawsze najważniejszym jest mieć coś do powiedzenia. Interesującego, ważnego, wartościowego. Dobrze j...
Jak widzę, odniósł się Pan do mojego komentarza, więc odpowiem.Programy B. Wołoszańskiego były różne...
Pani Anno, to co zamierzam napisać dotyczy zarówno psychologów szkolnych jak i pedagogów. I jedni i...
Drodzy Państwo, czy głupotę można nazywać po imieniu? Czy głupota ministra jest głupotą szkodliwą? C...
Jak się zadaje pytanie całej klasie to nie odpowiadają nieśmiali. Te rady są ok tylko dla tych, któr...

E-booki dla nauczycieli

Polecamy dwa e-booki dydaktyczne z serii Think!
Metoda Webquest - poradnik dla nauczycieli
Technologie są dla dzieci - e-poradnik dla nauczycieli wczesnoszkolnych z dziesiątkami podpowiedzi, jak używać technologii w klasie