Młodzi ludzie dorastający w środowisku online od dawna korzystają z portali społecznościowych, dzięki którym mogą prezentować się, nawiązywać znajomości, rozwijać zainteresowania oraz komunikować się ze sobą. Ten trend ma również wpływ na ich nauczycieli – korzystają oni z tych samych narzędzi, aby zwrócić na siebie uwagę, nawet dzieląc się swoim życiem prywatnym.
Coraz więcej wykładowców umieszcza w sieci – w blogach, na stronach internetowych, portalach społecznościowych - informacje o sobie i swoich dokonaniach, niekoniecznie z obszaru badań i nauki. Chcą w ten sposób pokazać, że są częścią społeczności akademickiej, nie zaś wieżami z kości słoniowej. Można to uznać za początkujący trend w szkolnictwie wyższym, który w zachodnich społeczeństwach jest już bardzo wyraźny i zapewne wkrótce upowszechni się mocniej również w Polsce.
Ta zmiana podejścia społeczności akademickiej ma duży związek z rozwojem internetu w wydaniu 2.0. Uznanie sieci za platformę, którą można współtworzyć i rozwijać, a nie tylko biernie z niej korzystać, wywołało nie tylko aktywność po stronie młodszych użytkowników tworzących zasoby informacyjne i edukacyjne (czego przykładem może być Wikipedia), ale zmusiło również wykładowców do zmiany podejścia do procesu edukacji i poszukiwania nowych form komunikowania się z podopiecznymi. Nie bez znaczenia są tu też różnego rodzaju inicjatywy, które poddają ocenie społeczności akademickiej jakość edukacji w wykonaniu konkretnych profesorów i zmuszają ich do większego wysiłku podczas prowadzonych zajęć.
Nie tak dawno przez Stany Zjednoczone przetoczyła się fala studenckiej krytyki, której wyrazem w sieci jest strona www.RateMyProfessors.com (Oceń Mojego Profesora). Podobne inicjatywy wkraczają do polskich uczelni, co może przynieść dobre rezultaty, jeśli tylko tego typu inicjatywy będą uznawane za element dyskusji nad podnoszeniem jakości w nauczaniu, zaś oceniani profesorowie będą na poważnie podchodzić do ocen swoich podopiecznych. Żyjemy bowiem w czasach, w których wykładowcy akademiccy nie mogą sobie pozwolić na „nie bycie” w sieci. Dowodzi tego serwis Oceń wykładowcę , w którym można ocenić dowolnego wykładowcę w całym kraju, na podstawie pięciu kryteriów - sprawiedliwość, przydatność zajęć, przyjazność, łatwość zaliczania i jasność zajęć. Profesorom można przyznawać oceny od 1 do 6. Serwis pokazuje również rankingi ogólne, oraz w podziale na poszczególne kryteria, a dodatkowo, pod każdym z wykładowców można znaleźć również całą listę komentarzy, czasem bardzo entuzjastycznych, a czasem druzgoczących. Jak widać, to właśnie do sieci przeniosła się duża część studenckiego życia, studenci ucząc się, korzystają głównie z narzędzi internetowych i zasobów informacyjnych sieci, a za nimi muszą również podążać wykładowcy, szczególnie, że ich dane i oceny dostępne są dla wszystkich internautów, w odróżnieniu od papierowych ankiet oceny które studenci wypełniają na końcu semestru, posiadających dziwną skłonność do znikania w niewyjaśnionych okolicznościach...
Ta zmiana podejścia społeczności akademickiej ma duży związek z rozwojem internetu w wydaniu 2.0. Uznanie sieci za platformę, którą można współtworzyć i rozwijać, a nie tylko biernie z niej korzystać, wywołało nie tylko aktywność po stronie młodszych użytkowników tworzących zasoby informacyjne i edukacyjne (czego przykładem może być Wikipedia), ale zmusiło również wykładowców do zmiany podejścia do procesu edukacji i poszukiwania nowych form komunikowania się z podopiecznymi. Nie bez znaczenia są tu też różnego rodzaju inicjatywy, które poddają ocenie społeczności akademickiej jakość edukacji w wykonaniu konkretnych profesorów i zmuszają ich do większego wysiłku podczas prowadzonych zajęć.
Nie tak dawno przez Stany Zjednoczone przetoczyła się fala studenckiej krytyki, której wyrazem w sieci jest strona www.RateMyProfessors.com (Oceń Mojego Profesora). Podobne inicjatywy wkraczają do polskich uczelni, co może przynieść dobre rezultaty, jeśli tylko tego typu inicjatywy będą uznawane za element dyskusji nad podnoszeniem jakości w nauczaniu, zaś oceniani profesorowie będą na poważnie podchodzić do ocen swoich podopiecznych. Żyjemy bowiem w czasach, w których wykładowcy akademiccy nie mogą sobie pozwolić na „nie bycie” w sieci. Dowodzi tego serwis Oceń wykładowcę , w którym można ocenić dowolnego wykładowcę w całym kraju, na podstawie pięciu kryteriów - sprawiedliwość, przydatność zajęć, przyjazność, łatwość zaliczania i jasność zajęć. Profesorom można przyznawać oceny od 1 do 6. Serwis pokazuje również rankingi ogólne, oraz w podziale na poszczególne kryteria, a dodatkowo, pod każdym z wykładowców można znaleźć również całą listę komentarzy, czasem bardzo entuzjastycznych, a czasem druzgoczących. Jak widać, to właśnie do sieci przeniosła się duża część studenckiego życia, studenci ucząc się, korzystają głównie z narzędzi internetowych i zasobów informacyjnych sieci, a za nimi muszą również podążać wykładowcy, szczególnie, że ich dane i oceny dostępne są dla wszystkich internautów, w odróżnieniu od papierowych ankiet oceny które studenci wypełniają na końcu semestru, posiadających dziwną skłonność do znikania w niewyjaśnionych okolicznościach...
Ciekawym pomysłem było uruchomienie w 2007 r. w mtvU (kanale akademickim telewizji mtv, który ogląda 7,5 milionów studiujących Amerykanów) kultowego już dziś show „Professors Strike Back ” (Profesorowie kontratakują). Dał on możliwość zabrania głosu profesorom atakowanym w sieci przez studentów. Program okazał się popularniejszy niż premiery muzyczne sieci mtv, chociaż jeszcze kilka lat temu podobny program nie zostałby uznany przez władze mtv jako rokujący szanse na sukces medialny. Świeży ciągle sukces programu nie byłby w Stanach możliwy, gdyby nie nastąpiła tam dość głęboka zmiana postaw kadry akademickiej. To właśnie dzięki temu, że zaczęli oni korzystać z Internetu jako narzędzia edukacji i komunikacji ze swoimi studentami, okazało się, że mają oni wiele do powiedzenia nie tylko w kwestii programów nauczania, syllabusów, publikacji naukowych. Coraz częściej publikują oni blogi, zamieszczają listy ulubionych książek, płyt, opowiadają o swoich rodzinach, psach, wakacjach, itp. Niektórzy z nich uznali nawet, że edukatorzy współczesnych czasów nie mogą być tylko zamkniętymi naukowcami skupiającymi się na sprawach wiedzy naukowej, ale muszą być również „szołmenami” czy edutainerami. W ten sposób stają się bardziej dostępni dla swoich studentów, ale i budują innego typu relację, bardziej naturalną dla współczesnej edukacji – partnerskiej relacji pomiędzy nauczycielem a uczniem i współkształtowania procesu edukacji.
Zmiana postawy zachodnich nauczycieli akademickich jest już zauważalna. Nowe czasy i nowe technologie umożliwiają im szerszy kontakt ze społecznością akademicką, który jednoznacznie oceniają jako pozytywny i coraz głębiej wchodzą w interakcję ze swoimi studentami. To im się też opłaca – na przykład mogą szybko poinformować o najnowszej książce, którą właśnie wydali, zachęcić do komentowania swojego artykułu, który napisali, a nawet zrealizować tańszym kosztem projekt, który wymyślili.
William Irwin, profesor filozofii z King’s College w Wilkes-Barre w Pennsylvanii założył swój profil w Facebooku po tym jak pojawił się w programie „Professors Strike Back”, potem stworzył swoją stronę w MySpace z podkładem muzycznym muzyki zespołu Metallica granej na harfie. Dziś przyznaje, że ma 10.000 przyjaciół w sieci. „Spotkałem w sieci najróżniejszych ludzi. To wspaniałe być częścią tego świata równoległego” – przyznaje. „Staram się robić wszystko, aby spotykać się z nimi gdzieś w sieci”.
Z kolei David H. Collingwood, profesor matematyki na uniwersytecie Waszyngtona, od dawna posiada swoją stronę internetową, na której zamieszcza zdjęcia ze swoich podróży i wakacji. Przyznaje, że wspólne zainteresowania ze studentami pomagają mu bardzo ocieplić relacje, co przekłada się na atmosferę studiów. Warto pokazywać, że też jest się człowiekiem.
Powoli środowisko akademickie zaczyna liczyć się z głosami studentów. Ci, którym zależy na dobrym wypełnianiu swoich obowiązków, nie pozostaną obojętni na głosy studentów komentujących ich wykład słowami „weźcie ze sobą na ten wykład poduszki”. Niektórzy nawet podejmują dialog ze studentami w internecie, starając się dowiedzieć, co takiego powinni zmienić w swoim sposobie nauczania. Oby ten trend się umacniał nie tylko na świecie, ale na trwałe zagościł również w Polsce.
Z kolei David H. Collingwood, profesor matematyki na uniwersytecie Waszyngtona, od dawna posiada swoją stronę internetową, na której zamieszcza zdjęcia ze swoich podróży i wakacji. Przyznaje, że wspólne zainteresowania ze studentami pomagają mu bardzo ocieplić relacje, co przekłada się na atmosferę studiów. Warto pokazywać, że też jest się człowiekiem.
Powoli środowisko akademickie zaczyna liczyć się z głosami studentów. Ci, którym zależy na dobrym wypełnianiu swoich obowiązków, nie pozostaną obojętni na głosy studentów komentujących ich wykład słowami „weźcie ze sobą na ten wykład poduszki”. Niektórzy nawet podejmują dialog ze studentami w internecie, starając się dowiedzieć, co takiego powinni zmienić w swoim sposobie nauczania. Oby ten trend się umacniał nie tylko na świecie, ale na trwałe zagościł również w Polsce.