Jakiś czas temu zdecydowano o wprowadzeniu zmian w ustnej maturze z języka polskiego. Maturzysta ma za zadanie przygotować opracowanie wybranego tematu i zaprezentować go w czasie egzaminu dojrzałości. Świetnie, jest to pewien krok na drodze do przygotowania do dojrzałego życia. Kilka lat doświadczeń z taką formą matury zaowocowało ostrą krytyką ze strony nauczycieli. Argumentem przeciw jest to, że uczniowie ściągają prezentacje z internetu. Nie mogę zrozumieć takiej argumentacji. Przecież, gdyby nauczyciel towarzyszył uczniowi w przygotowaniu i w przeprowadzeniu projektu maturalnego, wiedziałby, czy jest on ściągnięty z internetu, czy opracowany samodzielnie. Oczywiście nauczyciel musi mieć czas na taką pracę z uczniami. I problem leży tu, a nie w ściąganiu.
Powinniśmy stworzyć nauczycielowi warunki do prowadzenia zarówno projektów maturalnych, jak i innych. Bo korzyści z realizacji projektu nie da się przecenić. Należy zrobić miejsce dla projektu w polskiej szkole!
Brałam udział w wielu maturach „starego typu”, gdzie uczeń był odpytywany ze znajomości lektur. Często były to żenujące wystąpienia, które obnażały brak umiejętności formułowania wypowiedzi i wygłaszania opinii. Komisja naprowadzała zdającego, podpowiadając mu słowa – np. prawidłowa odpowiedź zaczyna się na literę „p”. Egzaminatorzy wykazywali zazwyczaj pełne zrozumienie dla stresu i formy monosylabowych odpowiedzi „wyciskanych” ze zdającego. I rzeczywiście, komisja powinna być litościwa, bo w czasie nauki uczeń nie miał przecież okazji wypowiadać się publicznie, nie trenował tej umiejętności. Do tej pory przeważnie pisał wypracowania na zadany temat, czasami odpowiadał na pytanie nauczyciela: „tak” lub „nie”. A teraz nagle wymaga się od niego prezentacji. Najlepiej więc kupić taką prezentację lub ściągnąć z internetu, a następnie nauczyć się jej na pamięć i liczyć na to, że komisja nie będzie miała pytań. Taki egzamin maturalny faktycznie nie ma sensu. Zresztą tak samo jak odpytywanie z przeczytanych (bądź nie) lektur.
Dobrze by było, byśmy zadali sobie pytanie: „Po co uczymy?”. I przypominali je sobie przy każdym realizowanym temacie. Warto również zajrzeć do „Kluczowych kompetencji w uczeniu się przez całe życie”. Cóż tam czytamy wczęści poświęconej językowi ojczystemu? „Osoby powinny posiadać umiejętność porozumiewania się w mowie i w piśmie w różnych sytuacjach komunikacyjnych, a także obserwowania swojego sposobu porozumiewania się i przystosowania go do wymogów sytuacji. Kompetencja ta obejmuje również umiejętność rozróżniania i wykorzystywania różnych typów tekstów, poszukiwania, gromadzenia i przetwarzania informacji, wykorzystywania pomocy oraz formułowania i wrażania własnych argumentów w mowie i piśmie w przekonywujący sposób, odpowiednio do kontekstu“.
Może lepiej przeanalizować tę pozycję, zamiast kruszyć kopie o kanon lektur? Stwórzmy nauczycielom przestrzeń do prowadzenia projektów uczniowskich i przestańmy krytykować prezentację projektu podczas egzaminu dojrzałości. A już zupełnie nie zajmujmy się tym, co nauczyciel powinien polecić do przeczytania uczniom. Ech, rozmarzyłam się trochę w przerwie ważnej dyskusji o tym, czy Sienkiewicz cały, czy we fragmentach i czy Platon „wygryzie” Jana Pawła II.
Nota o autorze: Danuta Sterna, nauczycielka matematyki, która chciałaby mieć miejsce na realizację projektów w ramach lekcji swojego przedmiotu.