Strona 1 z 2Realia rynku pracy są bezlitosne – jak twierdzą eksperci zajmujący się na co dzień rekrutacją, nawet najlepszy dyplom nie zastąpi zawodowego doświadczenia zdobytego podczas studiów. Po opuszczeniu murów uczelni może być już za późno na jego poszukiwanie, a wymarzoną posadę zajmie ktoś z gorszym wykształceniem, ale za to z bardziej różnorodnym CV.
Dylemat
Większość dzisiejszych studentów, szczególnie tych, którzy muszą płacić za swoje studia, staje przed dylematem. Z jednej strony, chcieliby poświecić czas na naukę i bezstresowe zaliczanie kolokwiów i egzaminów, z drugiej, własne pieniądze na drobne wydatki, albo dołożenie się do czesnego są kuszącą perspektywą. Na zwolenników obu tych alternatyw czyha niestety pułapka. Poświęcenie się nauce i zatopienie w książkach i życiu akademickim jest na pewno przyjemne, ale niestety powoduje, że konstruując swój pierwszy życiorys nie będziemy mieli go czym zapełnić. Wyjątkiem mogą być tutaj zawody, które wymagają gruntownego kierunkowego wykształcenia, takie jak inżynier czy informatyk. Tacy studenci mogą spokojnie oddać się nauce – i tak ofert dla specjalistów na rynku nie brakuje. Gorzej natomiast ze studentami kierunków typowo humanistycznych, które z zasady nie prowadzą do konkretniej zawodowej ścieżki. Jeżeli chodzi o wartość rynkową, socjolog, politolog, czy historyk, nawet mogący pochwalić się samymi piątkami w indeksie jest mało przydatny, ponieważ każdy pracodawca wie, ile szkoleń będzie musiał przejść taki kandydat. Bez żadnej gwarancji, że sprawdzi się jako pracownik.
Zagrożenie szklanym sufitem
Nie oznacza to jednak, że tytuł magistra jest nic nieznaczącym papierkiem. To właśnie pułapka w którą mogą wpaść zwolennicy teorii „studia nie zając, a ciekawa oferta pracy może się nie powtórzyć”. Coraz więcej studentów poświęca całą swoją energię i czas na pracę zawodową, studia traktując jako zajęcie dodatkowe. Niestety, własne pieniądze i rosnąca pozycja w pracy bardzo wciągają – z czasem pojawia się coraz więcej zaległości, niezaliczonych egzaminów, nieobecności. Dużo osób nie potrafi pogodzić tych dwóch zajęć i niestety wypada z systemu kształcenia. I w zasadzie nic w ich życiu się nie zmienia …. do czasu, kiedy zderzają się ze szklanym sufitem przez który przeprowadzić może ich tylko tytuł magistra. A pisanie magisterski po trzydziestce na studiach zaocznych i godzenie tego z obowiązkami rodzinnymi może się okazać karkołomnym zadaniem. Poza tym, absolwenci studiów wyższych mają rozwinięte umiejętności miękkie takie, jak chociażby umiejętność krytycznego myślenia, dużą wiedzę ogólną oraz przygotowanie do szeroko - pojętej pracy umysłowej.
Większość dzisiejszych studentów, szczególnie tych, którzy muszą płacić za swoje studia, staje przed dylematem. Z jednej strony, chcieliby poświecić czas na naukę i bezstresowe zaliczanie kolokwiów i egzaminów, z drugiej, własne pieniądze na drobne wydatki, albo dołożenie się do czesnego są kuszącą perspektywą. Na zwolenników obu tych alternatyw czyha niestety pułapka. Poświęcenie się nauce i zatopienie w książkach i życiu akademickim jest na pewno przyjemne, ale niestety powoduje, że konstruując swój pierwszy życiorys nie będziemy mieli go czym zapełnić. Wyjątkiem mogą być tutaj zawody, które wymagają gruntownego kierunkowego wykształcenia, takie jak inżynier czy informatyk. Tacy studenci mogą spokojnie oddać się nauce – i tak ofert dla specjalistów na rynku nie brakuje. Gorzej natomiast ze studentami kierunków typowo humanistycznych, które z zasady nie prowadzą do konkretniej zawodowej ścieżki. Jeżeli chodzi o wartość rynkową, socjolog, politolog, czy historyk, nawet mogący pochwalić się samymi piątkami w indeksie jest mało przydatny, ponieważ każdy pracodawca wie, ile szkoleń będzie musiał przejść taki kandydat. Bez żadnej gwarancji, że sprawdzi się jako pracownik.
Zagrożenie szklanym sufitem
Nie oznacza to jednak, że tytuł magistra jest nic nieznaczącym papierkiem. To właśnie pułapka w którą mogą wpaść zwolennicy teorii „studia nie zając, a ciekawa oferta pracy może się nie powtórzyć”. Coraz więcej studentów poświęca całą swoją energię i czas na pracę zawodową, studia traktując jako zajęcie dodatkowe. Niestety, własne pieniądze i rosnąca pozycja w pracy bardzo wciągają – z czasem pojawia się coraz więcej zaległości, niezaliczonych egzaminów, nieobecności. Dużo osób nie potrafi pogodzić tych dwóch zajęć i niestety wypada z systemu kształcenia. I w zasadzie nic w ich życiu się nie zmienia …. do czasu, kiedy zderzają się ze szklanym sufitem przez który przeprowadzić może ich tylko tytuł magistra. A pisanie magisterski po trzydziestce na studiach zaocznych i godzenie tego z obowiązkami rodzinnymi może się okazać karkołomnym zadaniem. Poza tym, absolwenci studiów wyższych mają rozwinięte umiejętności miękkie takie, jak chociażby umiejętność krytycznego myślenia, dużą wiedzę ogólną oraz przygotowanie do szeroko - pojętej pracy umysłowej.
Złoty środek – czyli dwutorowy rozwój
Rozwiązanie dylematu studentów jest pozornie banalne – trzeba znaleźć złoty środek i jeżeli nie planujemy kariery naukowej, warto postawić na wartościową, czyli taką która rozwija zawodowo, praktykę albo staż już w czasie studiów. Ponieważ rynek edukacyjny jest obecnie bardzo różnorodny, pracodawcy nie mogą się już kierować tylko wydziałem albo uczelnią, którą ukończył student. Dlatego zwracają uwagę na konkretne kwalifikacje i umiejętności kandydata do pracy. Tak naprawdę najlepszym momentem na podjęcie kliku ważnych decyzji jest ukończenie szkoły średniej. Bardzo mało osób wie wtedy dokładnie czym chciałoby się zająć w przyszłości, więc wybiera kierunki bardzo ogólne i trudno się takiemu wyborowi dziwić. Ale studia na humanistycznym, ogólnym kierunku muszą być uzupełnione o bardziej wyspecjalizowane zajęcia i przedmioty, albo z czasem warto zastanowić się nad rozpoczęciem drugiego kierunku, bardziej odpowiadającego preferencjom i zawodowym planom studenta. Nie warto łączyć dwóch siostrzanych kierunków ogólnych – najlepiej, żeby równoległe studia były czymś albo zupełnie odmiennym, albo komplementarnym.