Strona 2 z 2
Przestrzeń dla edukacji. O architekturze szkolnej
Typografia
- Smaller Small Medium Big Bigger
- Default Helvetica Segoe Georgia Times
- Tryb czytania
Spis treści
Koncepcja szkoły otwartej opiera się na zupełnie odmiennych ideach oświatowych. „Open school”, „szkoła bez ścian” czy jak chce austriacki filozof Ivan Illich „szkoła bez szkoły” to miejsce, które ma inspirować, a nie pełnić funkcję pomieszczeń, w których odbywa się transmisja i egzekwowanie wiedzy. Szkoła to instytucja w ciągłym rozwoju, do końca jeszcze nie określona, poszukująca na nowo swojej tożsamości i roli w zmieniających się warunkach społecznych i nade wszystko powiązana z życiem. „Open school” to wreszcie wspólnota zintegrowana ze środowiskiem społecznym, w którym funkcjonuje, a nie jakaś sekta zamykająca się hermetycznie w określonym budynku jak w zbrojnej twierdzy. Zgodnie z koncepcją „szkoły otwartej” edukacja nie powinna polegać jedynie na zdobywaniu wiedzy, ale na przekazywaniu wartości i uczeniu się wzajemnie jak żyć i zmieniać swoje życie. Można ująć to lapidarną maksymą: „szkoła nie jest czymś, po czym życie się dopiero zaczyna. Szkoła jest życiem”. Między obiema koncepcjami trwa nieustanny dialog, który ma również swoje odzwierciedlenie w architekturze szkolnej.
Na modłę zachodnią
W krajach zachodnioeuropejskich i Ameryce chętniej zezwalano na liczne architektoniczno-pedagogiczne eksperymenty, odmienne jednak co do koncepcji. W powojennej Wielkiej Brytanii po primary school (odpowiednik naszej podstawówki) wprowadzono comprehensive school, która miała zastąpić liczne szkoły średnie. Ujednolicenie kształcenia średniego powiązano z budową szkolnych miasteczek liczących przeciętnie od tys. do 2 tys. uczniów. Nauka odbywała się w obiektach złożonych z kilkunastu wielokondygnacyjnych pawilonów połączonych z internatem. Powszechnie jednak krytykowano owe „szkoły fabryki” czy też wulgarnie określane mianem „inhuman sausage machines” – nieludzkie maszyny do produkowania kiełbas ze względu na zbyt dużą liczbę uczniów i związane z tym trudności organizacyjne i edukacyjne. Zwolennicy podkreślali jednak, że szkolne miasteczka uczą zasad funkcjonowania społeczeństwa demokratycznego otwierając na różnorodność zachowań i poglądów.
Zupełnie odmienną drogą poszło szkolnictwo szwajcarskie, skandynawskie i w znacznej mierze amerykańskie. Postawiono na budowę małych obiektów. Szwajcaria kierując się naukami swojego rodaka, oświeceniowego pedagoga Pestalozziego lansowała model szkoły małej skali, egalitarnej, higienicznej i funkcjonalnej. W Szwecji głośno było o projekcie SAMSKAP. Nauczanie i wypoczynek odbywał się w jednej przestronnej sali przypominającej polskie świetlice. Jedna grupa uczniów uczyła się podczas gdy pozostali zajmowali się swoim hobby lub oddawała się biernej rekreacji. Podobnym projektem, jeszcze bardziej radykalnym co do koncepcji edukacyjnej, był duński Tvind – uniwersytet wędrujący oparty na zasadach współpracy uczniów i nauczycieli.
To szkoła bez rygorów, podręczników, ocen a nawet wakacji. Obowiązywały w niej zasady pracy kolektywnej wyrażone hasłem „nauczyłeś się, naucz drugiego”. Uczniowie i nauczycieli razem się uczyli, pracowali i spędzali czas wolny żyjąc pod jednym dachem we wspólnocie przypominającej komunę. Szkolnictwo amerykańskie również chętnie sprzyjało alternatywnym rozwiązaniom. Obok szkół tradycyjnych zamkniętych, szkół dużych wzorem brytyjskim, powstawały liczne placówki hołdujące ideom otwartej szkoły. Można wręcz powiedzieć, ze USA to ojczyzna „open school”. Zamiast izb lekcyjnych zaproponowano duże pomieszczenia wielkości 3-4 klas (cluster), w których odbywały się równolegle zajęcia z kilkoma nauczycielami w grupach (team teaching). Powyższe przykłady wskazują na istotne powiązania pomiędzy ideą oświatową a rozwiązaniem architektonicznym.
Szkoła, która mówi
Budynek szkolny przemawia swoim własnym językiem, a wyposażenie szkolne to świadomy element wizji szkoły i edukacji. Niestety, u nas jest bardzo często odwrotnie. A nikt przecież nie każe wyposażać jej w standardowe ławki, biurka, wieszaki w szatni czy też montować modnych przed laty jarzeniówek. Próby stworzenia swoistego słownika architektury szkolnej podjął się prof. Aleksander Nałaskowski. W swojej książce „Przestrzenie i miejsca szkoły” analizuje nawet szkolne bramy, szatnie i korytarze podkreślając znaczenie ich wyglądu i kompozycji architektonicznej. Już samo usytuowanie szkoły może świadczyć o jej specyfice. Założona koło cmentarza będzie instytucją skostniałą i martwą, nastawioną na przetrwanie. Koło urzędu – poddaną wymogom biurokracji. Oddalona od centrum – zamkniętą na lokalne środowisko.
Autor krytykuje puste szkolne hole, naśmiewa się z wejść do budynku, które przypominają niekiedy paszcze potwora, kpi ze szkolnych ławek których nie da się dostosować do indywidualnych potrzeb ucznia, walczy ze stereotypowym ustawieniem mebli w klasie lansując nauczanie w kręgu czy przy jednym dużym stole. „Ważne jest nie tylko czego i jak uczymy, ale również gdzie ów proces się odbywa. Szkoły już się tak do siebie upodobniły, że gdziekolwiek się znajdziemy budynek szkolny rozpoznajemy natychmiast. Tablice informujące, że jest to placówka oświatowa są właściwie zbyteczne. Nie mam wątpliwości, że badania nad przestrzenią edukacji staną się kiedyś ważne i powszechne.“ – uważa prof. Nalaskowski.
Notka o autorze: Dr Piotr Drzewiecki, adiunkt w Instytucie Edukacji Medialnej i Dziennikarstwa Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Dziennikarz, specjalista ds. edukacji medialnej. Prowadzi internetowy serwis o wychowaniu do mediów Press Cafe.