5. Autorka sugeruje, że polski nauczyciel nie ma tak źle. Twierdzenia o niskich płacach i złych warunkach pracy (materialnych i organizacyjnych) to według niej mity. Ale jak wobec tego wytłumaczy dostrzeżony przez siebie fakt, iż studenci nie chcą być nauczycielami? Czyżby przewróciło się im w głowach od nadmiaru dobrobytu? Czyżby nie chcieli pracy nie obciążającej czasowo, ale za to dostarczającej dobrych dochodów? Głupcy, czy co?
6. Wypada zgodzić się z Panią, że wiele polskich szkół nie uczy dobrze. Hodowla olimpijczyków nie ma nic wspólnego z potrzebami społecznymi i kształceniem na miarę XXI wieku. Zaprzepaszczanie życiowych szans dzieci ze środowisk wykluczonych jest narodową klęską. Maltretowanie psychiczne i fizyczne uczniów zasługuje na karę więzienia. Jednakże te zjawiska nie wynikają z tego co Pani krytykuje – jakoby zbyt krótkiego czasu pracy nauczycieli i niezrozumienia przez nich, że nie zarabiają tak źle. Jeżeli chcemy, by jakakolwiek organizacja funkcjonowała lepiej to musimy: lepiej wyszkolić pracowników, lepiej zorganizować ich pracę i lepiej ich zmotywować. Negatywne zjawiska w oświacie, o których Pani pisze, wynikają głównie z tego, że:
a) Do pracy w zawodzie nauczyciela nie garną się młodzi ludzie, nawet ci, którzy wybrali specjalność nauczycielską. Prawie wszyscy moi studenci zdobywają uprawnienia pedagogiczne na wszelki wypadek, lub z braku ciekawszych specjalności. Nie planują pracy w szkole w związku z czym nie przykładają się do nauki przedmiotów z bloku specjalizacji nauczycielskiej. Potem część z nich trafia do pracy w szkołach, ale bez właściwych kompetencji (których zdobycie zaniedbali). Potem, gdy chcą doskonalić swoje kwalifikacje, muszą to robić za własne (albo raczej współmałżonka) pieniądze i w czasie, który powinien być przeznaczony na wypoczynek i dla rodziny. Dlatego też niejeden nauczyciel rezygnuje z dokształcania. W związku z tym czy to takie dziwne, że nauczyciele nie są dobrze przygotowani do nowoczesnego kształcenia?
b) Nauczyciel nie ma właściwej motywacji do pracy, zwłaszcza finansowej (statystyczne dane publikowane przez „Gazetę Wyborczą” sugerujące, że nauczyciele należą do 10 najlepiej opłacanych zawodów w Polsce to zwykłe bzdury). Realnie zarabiane pieniądze są upokarzające (znam murarzy zarabiających 400 zł. dziennie plus wyżywienie i alkohol; znam sklep hydrauliczny płacący młodemu pracownikowi tyle, ile nauczyciel zarabia dopiero po osiągnięciu stopnia nauczyciela dyplomowanego). Proszę porównać ile zarabia początkujący nauczyciel, a ile prokurator, lekarz, wojskowy czy policjant (oczywiście po studiach). Proszę porównać zarobki przedstawicieli tych grup zawodowych u szczytu ich kariery – po 20 latach pracy. Wtedy dopiero zobaczymy całą nędzę płac nauczycieli. Awans zawodowy nauczycieli jest krótkotrwały (tylko pierwsze kilkanaście lat pracy) i związany bardziej z kompletowaniem papierków niż z rzeczywistymi efektami pracy. To także nie sprzyja motywowaniu. Do tego doliczmy pracę wielu ludzi (polityków i dziennikarzy) nad obniżeniem prestiżu tego zawodu w oczach społeczeństwa. Pani Zawadowska przywołała zarobki nauczycieli angielskich i amerykańskich, które należą w tych państwach do przeciętnych. Zgadza się, ale ta przeciętna ma odpowiednią siłę nabywczą, nieporównywalnie większą niż zarobki polskich nauczycieli. W tym właśnie jest problem – ludziom wykształconym, wykonującym odpowiedzialną pracę nie można płacić tyle, że wystarcza to tylko na podstawowe potrzeby. Taka płaca nie motywuje, a w każdym zawodzie bez motywacji nie ma dobrej pracy.
c) Kadra zarządzająca oświatą pozostawia wiele do życzenia – kłania się partyjny dobór kadr, krytykowany u komunistów, ale chętnie przejęty przez demokrację w polskim wydaniu. Organizacja pracy szkół i nauczycieli pozostawia w związku z tym wiele do życzenia. Znamy przecież takie zjawiska jak częste zmiany nauczycieli uczących danego przedmiotu w konkretnej klasie, częste zmiany wychowawców danej grupy, lekcje języka obcego po sześciu godzinach pracy danej klasy, przydział jednej godziny tygodniowo na np. historię lub geografię, itp. Wiele jest takich rozwiązań, które w sumie mogą zniwelować trud nauczyciela. W takich warunkach, jakie potrafią stworzyć partyjne kadry zarządzające oświatą, nawet najlepszy nauczyciel nic nie zdziała.
Podsumowując – polska oświata jest nienajlepiej zorganizowana i zarządzana, a polski nauczyciel nie ma odpowiednich kwalifikacji i nie jest właściwie zmotywowany. To są prawdziwe przyczyny negatywnych zjawisk, o których pisze Janina Zawadowska. Jednakże nie naprawimy polskiej oświaty występując przeciwko nauczycielom i krytykując ich za coś, co nie od nich zależy. To nie pensum i wcześniejsze emerytury są problemem ( a tym bardziej jakoby nienajgorsze płace). To nie nauczyciele mają moc sprawczą, by zmienić oświatę – nie oni decydują.
6. Jako lekarstwo na całe oświatowe zło proponuje pani Zawadowska m.in. doprowadzenie do zmian w kształceniu nauczycieli. Popieram, ale sprawdziłem – nic to nie da dopóki prawie wszyscy studenci wybierający specjalność nauczycielską będą odrzucali możliwość pracy w szkole. Przecież człowiek, który nie ma zamiaru być nauczycielem równie mało skorzysta z nudnego wykładu, jak i z aktywnych zajęć z wykorzystaniem Internetu, dyskusji, studium przypadków itp. Piłka jest po stronie polityków – tylko regulacje placowe (co najmniej 50% podwyżki) mogą zachęcić do bycia nauczycielem (i do solidnego przygotowania się do pracy w tym zawodzie). Tylko zmiany w zasadach doboru kadr kierowniczych i zasadach awansu zawodowego zapewnią odpowiednią organizację pracy nauczycieli i utrzymają odpowiedni poziom ich motywacji (a to też niestety zależy od polityków). Natomiast ataki na pensum i emerytury wywierają wpływ odwrotny. Wywołują niepotrzebne napięcia. Nie wszystko, wbrew temu co Pani napisała, zależy od nauczycieli.