Sama technologia zapewne nie zastąpi dobrego nauczania, ale z drugiej strony można zaryzykować tezę, że trudno dziś o dobre nauczanie bez wykorzystania technologii edukacyjnych. Oczywiście wszystko zależy od tego, jak zdefiniujemy „dobre nauczanie” – i dla kogo dobre? Jeśli myślimy o uczniach i rozwoju ich wiedzy, umiejętności i postaw, niezbędne w życiu będą im kompetencje cyfrowe, a poznać ich bez użycia technologii po prostu się nie da. Dlatego powinniśmy w szkołach pozwolić rozwijać się liderom TIK i tworzyć im jak najlepsze warunki do działania i dzielenia się wiedzą z innymi nauczycielami.
Czy tego chcemy czy nie, w szkołach i wokół szkoły będzie coraz więcej technologii. Także, a może przede wszystkim tych, które mogą i świetnie służą edukacji, tyle że nie wszyscy nauczyciele o tym już wiedzą. Jest dużo sygnałów płynących ze szkół, że często wprowadzenie komputerów do szkół, tablic interaktywnych czy tzw. platform edukacyjnych nie zmienia wiele w sposobie funkcjonowania szkoły i jakości nauczania. Jeśli chcemy zatem przyczynić się do tego, żeby cała szkolna społeczność rozwijała się dzięki technologiom (szkoła ucząca się technologii?), musimy spróbować oprzeć proces zmian w szkole na liderach, którymi mogą być dyrektor i/lub nauczyciel/e dobrze znający TIK i podstawy dydaktyki cyfrowej (często są to samouki) posiadający poparcie całej dyrekcji.
Mając na względzie wspieranie i doskonalenie tzw. cyfrowej edukacji dyrekcja szkoły powinna pozwalać swoim nauczycielom uczestniczyć w różnych edukacyjnych inicjatywach związanych z TIK i również finansować uczestnictwo w nich. Trzeba wykorzystać ogromną wiedzę o cyfrowej dydaktyce, którą już posiadają nauczyciele w wielu szkołach, aby zacząć nawiązywać kontakty, podpatrywać rozwiązania, przywozić materiały oraz know-how i wreszcie – aby dzielić się zdobytą w ten sposób wiedzą na forum własnej Rady Pedagogicznej. To dzięki uczestnictwu w takich spotkaniach pojawia się inspiracja (albo nawet całe tony inspiracji), a co za tym idzie – motywacja, żeby spróbować czegoś nowego, co pokazywała koleżanka lub kolega z innej szkoły.
W tym procesie na pewno rola dyrekcji szkoły jest kluczowa (musi wspierać, a to nie przychodzi łatwo). Z obserwacji funkcjonowania szkół w różnych regionach Polski nie wynika wcale, że dyrektorzy szkół są jakoś szczególnie otwarci na nowe technologie w edukacji szkolnej i zawsze rozumieją potrzebę szerszego włączania technologii w zajęcia szkolne. Niestety, TIK w ich odczuciu pełni często funkcję “dezintegrującą” najważniejsze zadanie polskiej szkoły, czyli “przerabianie” podstawy programowej. Dyrekcja musi przecież dbać o to, aby w dokumentach wszystko było “przerobione” jak trzeba, stąd często torpeduje różne pomysły na uatrakcyjnienie zajęć z wykorzystaniem technologii lub też nie wymaga od swoich nauczycieli, aby ci byli bardziej “innowacyjni” niż to jest (czytaj: jemu - dyrektorowi) potrzebne. Być może to tłumaczy, dlaczego mimo wydania setek milionów złotych na inwestycje w sprzęt, szkolenia i projekty (zwłaszcza ze środków unijnych), jeśli chodzi o poziom edukacji cyfrowej w polskiej szkole, ciągle drepczemy w miejscu…
Ale załóżmy, że jest w szkole taki dyrektor, który rozumie znaczenie technologii we wspieraniu edukacji szkolnej. Czasem to też nie wystarczy. Kolejnym warunkiem powodzenia jest wsparcie całego grona pedagogicznego w realizacji pomysłu szerszego wykorzystania technologii w edukacji. Nawet najlepszy pomysł na cyfrową szkołę, bez akceptacji nauczycieli nie ma szans powodzenia. Wcale nie jest łatwe przekonanie nauczycieli, że zmiana jest korzystna dla uczniów. Niekiedy problem jest „prozaiczny” – nauczyciel nie ma własnego przenośnego laptopa (albo nawet tabletu), którego mógłby zabrać ze sobą do domu, aby samemu poeksperymentować, poszukać, poćwiczyć. Dla rzeczywistego i przynoszącego wymierne korzyści edukacyjne wdrożenia technologii w edukacji oczywiście ogromne znaczenie mają kompetencje technologiczne nauczyciela. Mogą się one rozwinąć bądź dzięki pracy własnej – samodoskonaleniu, poszukiwaniu, eksperymentowaniu – bądź dzięki uczestnictwu w różnych wydarzeniach szkoleniowych, ale najlepiej takich skrojonych „na miarę” nauczycieli – adeptów TIK.
„Często dobrze zorganizowane szkolenia i codzienna praca z wykorzystaniem technologii wyłaniają kilku liderów, którzy potrafią dzielić się wiedzą i doświadczeniem. Wtedy proces ten, umiejętnie wzmacniany mechanizmami wewnątrzszkolnego doskonalenia, staje się samonapędzającą machiną edukacyjną.” - zauważa Dariusz Stachecki, wicedyrektor Gimnazjum w Nowym Tomyślu[1]. Takie szkolenia powinny być mocno osadzone w realiach codziennej praktyki edukacyjnej szkoły, najlepiej też, gdy są prowadzone przez osoby, które na co dzień mają kontakt z nauczaniem w szkole (choć oczywiście mogą być wyjątki, gdy sprawdzą się także i inni eksperci prowadzący szkolenia).
Mając już lidera TIK oraz kilka osób, które “orientują się” w TIK, powinniśmy zadbać o to, aby zaczęły one regularnie ze sobą współpracować w szkole, i to wcale niekoniecznie w obrębie tego samego przedmiotu. Dzięki technologii edukacyjnej naprawdę nie ma żadnego powodu, aby połączyć w jednym zadaniu (projekcie, webqueście) dla uczniów np. matematykę i język polski. Daje to doskonałe rezultaty, jeśli nauczyciele obu przedmiotów odpowiednio przepracowali zagadnienia, które chcieli zmieścić w takim projekcie i wspólnie sformułowali cele zadania (projektu).
Zorganizowanie takich regularnych spotkań edukacyjnych, w które będą włączani kolejni nauczyciele, leży w interesie szkoły i dyrekcja powinna nie tylko przyczynić się do rozwoju takiej współpracy, ale również wspierać tę formę doskonalenia zawodowego (najlepszą z możliwych!) na wszelkie sposoby.
Najgorsza sytuacja, która może się zdarzyć w szkole to taka, kiedy jest w niej wyraźny lider TIK, doświadczony nauczyciel, mający kontakty i współpracujący z innymi nauczycielami w Polsce i zagranicą, który jednak jest zupełnie osamotniony w swych działaniach, nie ma dostatecznego wsparcia dyrekcji (lub jest wręcz demotywowany). Taki samorodny lider naraża się często na ostracyzm środowiska szkolnego, chcącego zachować status quo jak najmniejszym wysiłkiem - wszak zmiana wymagać będzie przeorientowania zawodowego, zmiany technik i metod pracy oraz niejednokrotnie wypracowania całkowicie nowych materiałów i pomocy dydaktycznych. Nie każdy chce i umie tworzyć materiały edukacyjne. Z kolei przymuszenie do działania może skończyć się bojkotem wykorzystania TIK. Takie sytuacje zdarzają się bardzo często w polskich szkołach i niestety największe zarzuty można tu formułować pod kątem (krótkowzrocznych?) dyrektorów, którzy będąc sami nieprzekonani do koniecznej zmiany, nie potrafią (nie chcą?) wesprzeć innowatorów w swojej szkole i korzystać efektywnie z zasobów ich wiedzy, umiejętności i doświadczenia.
Pamiętajmy, że od cyfrowych narzędzi, wspomagania edukacji TIK, edukacyjnych umiejętności cyfrowych nie ma odwrotu. Są to dziś bezsprzecznie podstawowe cechy przeciętnego nauczyciela. Mamy XXI wiek - kto tego nie rozumie, chyba nie może być już nauczycielem współczesnych uczniów. Szczególnie powinien to rozumieć dyrektor szkoły i dbać o to, aby ujawnili się w jego placówce liderzy TIK, którzy przyczynią się do jakościowej zmiany pracy szkoły.
Dyrektorze – wspieraj w szkole swojego lidera TIK, a na pewno tego nie pożałujesz...
[1] Za: Dariusz Stachecki, Cyfrowa szkoła: jak to zrobić?, Edunews.pl
(Notka o autorze: Marcin Polak jest twórcą i redaktorem naczelnym Edunews.pl, zajmuje się edukacją i komunikacją społeczną, realizując projekty społeczne i komercyjne o zasięgu ogólnopolskim i międzynarodowym. Jest również członkiem grupy Superbelfrzy RP).
Przeczytaj w Edunews.pl także inne artykuły o cyfryzacji edukacji: