Dużo mówi się dziś o sztucznej inteligencji. Jedni widzą w niej zagrożenie, inni – potencjał, dostrzegając jej znaczący wpływ na przyszłość uczenia się. Rzadko jednak patrzymy na AI nie tylko jako na narzędzie, lecz także jak na członka zespołu. Coraz częściej pojawiają się doniesienia o badaniach w tym zakresie. Jednym z nich jest eksperyment przeprowadzony przez zespół pod kierunkiem Ethana Mollicka z Wharton School Uniwersytetu Pennsylvania w Filadelfii. Wnioski z tych badań mogą stać się inspiracją również dla edukacji.
Gdzie tkwi błąd? O kompetencjach społecznych i presji rodziców na nauczycieli
Jako nauczyciel wielokrotnie doświadczyłem sytuacji, które wymagały nie tylko mojej interwencji dydaktycznej, ale także wychowawczej. Ostatnio, podczas drobnego konfliktu wśród uczniów, spotkałem się z reakcją rodziców, która skłoniła mnie do głębszych refleksji nad naszą wspólną rolą w kształtowaniu kompetencji społecznych młodych ludzi.
Kłopoty z przyrodą w szkole
Trudno powiedzieć co przesądziło, że czeka nas powrót do rozwiązania obowiązującego za sprawą reformy Handkego w dwudziestoleciu 1999-2019, kiedy to w klasach 4-6 szkoły podstawowej były po 3 lekcje przyrody tygodniowo. Na pewno nie entuzjazm nauczycieli, bo biolodzy i geografowie na wieść o planowanej zmianie jęli głośno protestować, a kiedy okazało się, że jej skutkiem ma być ujęcie po jednej godzinie fizyki i chemii w klasie siódmej, niezadowolenie rozlało się jeszcze szerzej.
Niż demograficzny niczego nie rozwiąże!
Nie ma wątpliwości, że zbliża się w oświacie niż demograficzny. Głęboki. Już zapukał do przedszkoli, a wkrótce wejdzie do podstawówek. Władzom leje na serce miód nadziei, że w sposób naturalny rozwiąże problem braku nauczycieli. Byle przetrwać jeszcze rok, dwa, może trzy. W tej intencji zapowiedziano zwiększenie odprawy emerytalnej i wprowadzenie nagrody jubileuszowej na 45-lecie pracy. Te całkiem pokaźne frukta mają powstrzymać ucieczkę nauczycieli na emerytury, co zresztą przyznała oficjalnie ministra Lubnauer.
Zakaz smartfonów w szkole. Czym wypełnić lukę? O ultrastyku, którego nam brakuje
Ustawowy zakaz używania smartfonów przez uczniów w szkołach staje się powoli faktem. Trwają prace, aby od 1 września 2025 roku obowiązywał zakaz korzystania z telefonów w polskich szkołach[1]. Czy samo odebranie uczniom telefonów naprawdę rozwiąże problemy, np. koncentracji, relacji społecznych itd.? Czy zakaz, choć poparty badaniami, nie niesie ze sobą nowych wyzwań? Wprowadzenie regulacji to dopiero początek długiej drogi, na której końcu stawką jest zdrowie psychiczne, jakość edukacji i relacje społeczne młodych ludzi.
Wszystko przez ten pośpiech
Wypowiadając się z pozycji krytyka na temat założeń oraz zwrotnego tempa reformy edukacji, ryzykuję, że mimowolnie urażę osoby, które w najlepszej wierze zaangażowały się w to przedsięwzięcie. W szczególności mam tu na myśli specjalistów, których IBE wybrało do zespołów piszących podstawy programowe. Świadoma krytyka personalna z mojej strony nie wchodzi w grę, bo jest wśród nich spore grono zacnych ludzi, których znam, i co do których fachowości oraz dobrej woli nie mam najmniejszych wątpliwości; nie ma też żadnego powodu, by osoby mi nieznane były inne. Jestem pewien, że wszystkie zespoły dołożą starań, by jak najlepiej wykonać swoje zadanie.
A gdyby tak zderegulować oświatę? Chętnie pomogę…
Premier Donald Tusk powierzył misję przygotowania deregulacji polskiej gospodarki Rafałowi Brzosce, jednemu z najbogatszych Polaków, założycielowi i prezesowi firmy InPost. Już po kilku dniach powołany przez niego zespół zaprezentował pierwsze projekty zmian prawnych, otwierając równocześnie szerokim kręgom społeczeństwa możliwość zgłaszania pomysłów i wskazywania absurdów prawnych, przeszkadzających w działalności gospodarczej.