„Właśnie dostałam info o kolejnym zachorowaniu. Wykończona jestem!” – napisała moja koleżanka w grupie messengerowej dyrektorów szkół STO. Była sobota wieczorem, długi weekend. Mnie dobry los udzielił amnestii na jeszcze jedną noc i złe wiadomości przyniósł dopiero w niedzielny poranek. Może dlatego, że w sobotę przezornie nie otwierałem e-maili.
Szkoła a Ministerstwo Edukacji Narodowej
W szkolnych murach spędzamy bardzo dużo czasu, co najmniej kilkanaście lat. Podobno uzbiera się tego około 14 tys. godzin. Kawał życia. A po opuszczeniu murów szkolnych, z dyplomem, uczymy się dalej, na studiach, kursach, szkoleniach, indywidualnie, stacjonarnie i coraz bardziej online. Jednym słowem kształcenie (się) ustawiczne. A potem nawet w uniwersytetach trzeciego wieku. Uczymy się tak dużo a i tak odczuwamy braki, luki w swojej wiedzy, umiejętnościach i kompetencjach. Społecznie dostrzegamy powszechny wtórny analfabetyzm. Coś z tym kształceniem jest nie tak?
Głębokie uczenie (się) fundamentem edukacji hybrydowej
Nie ma wątpliwości, że cały sektor edukacji będzie wspominał czas lock-downu jako moment szczególny, który obnażył słabości tradycyjnego podejścia do tak ważnego etapu życia każdego młodego człowieka. Zwłaszcza, że żyjemy w świecie nacechowanym coraz większą zmiennością i tempem rozwoju wielu jego elementów, w tym edukacji. Jednak zarówno uczennice i uczniowie, rodzice, jak i cała kadra nauczycielska pokazali nie tylko heroiczną wręcz odwagę, ale i energię oraz umiejętność dostosowania się do nowych warunków, przechodząc w rytm nauki zdalnej, która pozwoliła dokończyć semestr, a następnie rok szkolny. Dzisiaj istotne jest, aby nie zaprzepaścić tej ciężkiej pracy oraz wyciągnąć wnioski z lekcji, którą przyniosła pandemia. Dlatego musimy podjąć dyskusję na temat wykorzystania doświadczeń z okresu nauki zdalnej, tak aby zapewnić uczniom jak najlepsze warunki do rozwoju i funkcjonowania w świecie nieustannych zmian.
Czy trzeba organizować proces uczenia się uczniów?
Pracując w szkole poszukujemy na ogół rozwiązań, które pozwoliłyby nam zwiększyć skuteczność naszej pracy. Myśląc o skutecznym nauczaniu, często zastanawiamy się nad optymalnymi sposobami organizacji procesu uczenia się uczniów. I choć sformułowanie „nauczanie” to w gruncie rzeczy edukacyjna zaprzeszłość, w języku potocznym służy jednak do powszechnego uwiarygodnienia podstaw funkcjonowania nie tylko całych systemów oświaty, ale wręcz podstawowych powodów, dla którego posyłamy dzieci do szkoły. Bywa też źródłem wiary uczących w spełnianie przez nich ich dziejowej misji oraz pretekstem do organizacji szkoleń na temat efektywnego wymuszania (?) na uczniach poznawania i zapamiętywania określonych treści czy ćwiczenia i utrwalania uznanych za właściwe dla poszczególnych przedmiotów umiejętności. By tak się jednak stało, uczeń musi poddać się skutecznemu nauczaniu, a nauczyciel powinien pozyskać i umiejętnie dysponować wybranymi strategiami, narzędziami oraz technikami pracy, które pozwolą zdominować podopiecznych i wymusić (?) na nich najpierw określone zaangażowanie a następnie ściśle określone efekty.
Narysuj, co już wiesz!
Wykorzystywanie rysunków w nauczaniu przynosi wiele korzyści. Po pierwsze daje nauczycielom informacje – jak uczniowie się uczą, po drugie pozwala uczniom uczyć się głębiej i lepiej zapamiętywać poznane treści.
Anatomia konfliktu w szkole
Stali czytelnicy mojego bloga orientują się zapewne, że jeśli chodzi o perspektywy polskiej edukacji jestem pesymistą. To moje czarnowidztwo wręcz pogłębia się z czasem. I tak w wywiadzie, który ostatnio pani redaktor Beata Igielska przeprowadziła ze mną dla tygodnika „Przegląd” (ukazał się 4 października), pomimo nalegań dziennikarki nie wskazałem choćby jednego źródła nadziei na przyszłość. Ku jej ogromnemu żalowi, nie i już!
Martyrologia filistrów
Pandemia, której doświadczamy od ponad roku, odcisnęła swe piętno chyba na wszystkich dziedzinach życia. Oświata publiczna, a wraz z nią setki tysięcy jej bezpośrednich użytkowników, przeżyła spory szok kulturowy i technologiczny. Zarówno uczniowie, jak i nauczyciele musieli dokonać korekty swoich przyzwyczajeń i sposobów działania. Jedni poradzili sobie z tym lepiej, inni gorzej, ale ogólny przekaz, narracja, której adresatem jest niemal całe społeczeństwo, sugeruje, że mamy do czynienia z klęską na miarę pokoleniowego kataklizmu, a młodym ludziom wmówiono, że z chwilą czasowego zamknięcia świetlicy powszechnej, doznali życiowej traumy na miarę okupacji, powstań i kartek na cukier.