Kto inicjuje rozmowy o finansach – dziecko czy rodzic? Czy mama równie chętnie jak tata odpowiada na pytania dziecka? W jaki sposób dorosły tłumaczy zagadnienia finansowe i czy zdarza się, że dziecko nie otrzymuje żadnej odpowiedzi? Sprawdź, czego się dowiedzieliśmy.
Klient, nasz pan
Są takie dni, kiedy, mimo swoich liberalnych przekonań, cieszę się, że nie muszę codziennie sprawdzać, jak podmiot edukacji rozumie tytułowe credo gospodarki rynkowej. Podejrzewam, że co najmniej kilka już razy w „karierze” zostałbym dosłownym jego rozumieniem zweryfikowany negatywnie i pewnie trochę by trwało, zanim znalazłbym odpowiednią dla siebie niszę. Zakładając oczywiście, że nisza taka w ogóle istnieje i nie jest jedynie moim wyobrażeniem. I, że wcześniej by mi się nie znudziło albo po prostu nie dostałbym zawału. Najprawdopodobniej poprzestałbym na pracy poza szkołą, naprawiając to, co ona, tak czy inaczej, musi zepsuć. No cóż, rynek… Kto powiedział, że jestem na nim potrzebny?
Gdzie, kiedy i jak uczymy o dzieci o pieniądzach?
Około 73% polskich dzieci otrzymuje w jakiejś formie edukację ekonomiczną w domu – tak wynika z badania "Edukacja ekonomiczna dziewczynek i chłopców w polskich domach – czy matki i ojcowie edukują w ten sam sposób?". Kiedy dzieci zaczynają poznawać świat finansów i o jakich sytuacjach edukacyjnych mówimy?
Imperium kontratakuje...
W publicznej oświacie mamy do czynienia z pewnym paradoksem. Mam takie wrażenie, że od kilku(a może nawet kilkunastu) lat, ministerstwo odpowiedzialne za edukację narodową prowadzi dość agresywną grę lub wręcz walkę ze szkołami, nieustannie utrudniając na różny sposób życie dyrektorom szkół, a także przyczyniając się do obniżania autorytetu nauczycieli w społeczeństwie. Niestety ze sporymi sukcesami, co widać m.in. po rosnącej liczbie wakatów po nauczycielach odchodzących ze szkół, rosnącej popularności oświaty niepublicznej i edukacji domowej czy braku młodych nauczycieli chętnych uczyć w szkołach. Lex Czarnek wracające właśnie pod obrady Sejmu wpisuje się w ten dziwny trend walki ze szkołą. Szkoda, że znów przez jakiś czas będziemy tracić czas na jałowe spory i walkę z wiatrakami, zamiast myśleć o budowaniu ponadpartyjnego porozumienia na rzecz polskiej edukacji.
Paradoks dobrego nauczania
Co oznacza „dobre” nauczanie? Nie wszyscy mamy taką samą odpowiedź. Prawie wszyscy uważają, że skutkiem dobrego nauczania jest podniesienie wyników uczniów. Ale są też zwolennicy opinii, że najważniejsze jest zainteresowanie uczniów. W tym wpisie – co mówią na ten temat badania i czy można połączyć te dwa profity.
Po prostu bez oceniania
Przekazywanie bieżącej informacji o postępach edukacyjnych młodego człowieka od dawna budzi kontrowersje. O co chodzi? O ocenianie. Czasami mam wrażenie, że budzi ono tak wielkie i sprzeczne emocje, jakby stało się najważniejszą rzeczą w szkolnym życiu. Tymczasem to nie o to przecież chodzi, a o rozwój. Między innymi dlatego postanowiłam zmierzyć się z najważniejszymi, moim zdaniem, mitami na temat oceniania.
Na Berdyczów
Na Edunews.pl, w Dniu Edukacji Narodowej, ukazał się piękny, okolicznościowy apel, autorstwa Bartłomieja Dwornika i Mateusza Krajewskiego[1]. Zgadzam się z jego treścią w 70%, ale nie bardzo wiem, do kogo jest skierowany. Kto miałby na niego odpowiedzieć? Muszę się także wytłumaczyć z tych 30% brakujących do szczęścia, bo ilościowo może się to wydać nie tak znowu wiele, ale niestety procenty te dotyczą dość istotnych kwestii. Jak zwykle, odniosę się do nich w kolejności ich wystąpienia w omawianym tekście...