Zastanawiam się nad głosami skarżącymi się na trudności we wprowadzaniu oceniania kształtującego, ulokowane w przepisach, dyrektorach, rodzicach, uczniach… Skarżący się przeważnie przyznają, że sama idea jest w porządku, ale jest parę "ale"...
Bo na przykład dyrektor się nie zgadza i oczekuje określonej liczby ocen w semestrze...
Bo rodzice są zaniepokojeni i pytają: „To na ile ten mój syn umie?”...
Bo uczniowie chcą wiedzieć, czy zdadzą egzamin, który przecież jest na stopnie...
Rozumiem, że są to trudności. Ale jednak wiem, że wielu nauczycielom udaje się je pokonać. Warunkiem koniecznym jest wewnętrzne przekonanie, że warto. Jeśli mamy jakiekolwiek wątpliwości, to wymówki nam przeszkodzą.
W naszych szkołach nauczyciel ma dużą autonomię, czasami aż za dużą. Drzwi klasy się zamykają i jeśli nikt się nie zapowie z wizytą, to mogę robić co chcę. Jeśli mam wyniki i nie ma na mnie skarg, to nikt się nie wtrąca. Obwiązuje mnie regulamin oceniania, zapisy w statucie. Jednak w żadnym statucie szkoła nie zapisuje, ile ocen ma nauczyciel wystawić, bo by się ośmieszyła. Takie ustalenia mogą być tylko wewnętrzne. Z nimi można dyskutować. Na spokojnie wyjaśnić dyrektorowi jakie mamy intencje. Obiecać, że będziemy zdawali mu relacje – jak idzie, i że rodziców i uczniów "bierzemy" na siebie. To powinno dyrektorowi wystarczyć. Ale to też wymaga ODWAGI.
Jeśli jednak jesteśmy z dyrekcją w konflikcie i przypuszczamy, że się nie zgodzi i dodatkowo zapowiedział, że wymaga od nas 5 stopni w semestrze, to możemy się temu pozornie podporządkować. Możemy zrobić pięć 10 minutowych kartkówek na stopnie. Możemy na każdej lekcji robić nawet kartkówkę 3 minutową z poprzedniej lekcji. Tak właśnie było, gdy uczyłam się na studiach równań różniczkowych i bardzo sobie to chwaliliśmy. Uczniowie muszą wtedy wiedzieć o tym i wtedy będą to przyjmować naturalnie.
Umawiamy się z uczniami, że w czasie procesu uczenia się na bieżąco dajemy im informację zwrotną, a na podsumowanie stopień. Z tych stopni łatwo wystawić końcowa ocenę na semestr (szczęśliwie w nauczaniu początkowym nie musimy tego robić). Pamiętajmy tylko, żeby nie wystawiać ocen sumując informacje zwrotne, bo wtedy koniec OK.
Uczniowie szybko zobaczą, że jeśli będą korzystać z informacji zwrotnej, to stopnie z klasówek sumujących będą mieli lepsze.
Z rodzicami trzeba rozmawiać PRZED wprowadzeniem OK, cierpliwie odpowiadać na ich pytania, przeprowadzić z nimi ćwiczenia, aby sami ocenili, co jest dla ich dzieci dobre. Każdy rodzic chce mieć zadowolone dziecko. Jak zobaczy, że chcemy dla dzieci dobrze, to będziemy ich mieć po swojej stronie.
Dla uczniów najważniejsze jest przestrzeganie zasad. Najlepiej je ustalić razem z nimi. Jeśli wiedzą, że mogą liczyć na kryteria oceniania ("nacobezu"), na informację zwrotną do prac zapowiedzianych jako ocenianych kształtująco, i na pomoc nauczyciela, to powinni za nami stanąć murem.
Nie warto tylko rozpoczynać pracy z OK tuż przed egzaminami, np. w klasie maturalnej, choć są przykłady, że nawet wtedy się udaje.
Zatem - powodzenia dla odważnych nauczycieli!
Notka o autorce: Danuta Sterna – matematyczka, pracowniczka naukowo-dydaktyczna Politechniki Warszawskiej (1974-1986), od 1990 roku nauczycielka matematyki w szkołach publicznych i niepublicznych, autorka publikacji dla nauczycieli i materiałów metodycznych, trenerka programu Szkoła Ucząca Się, kierowniczka Akademii SUS prowadzącej szkolenia dla nauczycieli, autorka książki „Ocenianie kształtujące w praktyce”. Niniejszy wpis pochodzi z jej bloga w partnerskiej platformie Edunews.pl – www.osswiata.pl.
Przeczytaj więcej na temat oceniania w szkole: