Matura z religii to bardzo dobry pomysł MEN. Poważnie! Nie żartuje, tak właśnie uważam.
O ekonomii dzielenia się
Rozsiadłem się na wygodnej kanapie, ale Franciszek przypomniał mi o rzeczach naprawdę ważnych. Odmłodniałem. Słowo może dużo zdziałać. Wtedy, gdy mówiący ma coś sensownego do przekazania.
O ważnym i pilnym wyzwaniu
W szkole cały czas zadaje się więcej pytań typu: co?, kiedy?, gdzie? i kto?, niż dlaczego?, jaka jest tego przyczyna i jakie mogą być skutki? Znając odpowiedzi na pierwszy typ pytań określani jesteśmy często mianem erudyty. Ale w dobie łatwego i powszechnego dostępu do informacji dewaluuje się już ten typ wiedzy. Często prowadzi to do funkcjonowania wiedzy tabloidowej.
Kto zmienia szkołę?
Gdy słyszymy zapowiedź zmiany, najpierw chcemy wiedzieć „co ?”. Teraz jednak chciałbym zwrócić uwagę na inne zagadnienie: „kto ?”. Kto inicjuje i planuje? Kto wybiera i opracowuje? Kto ogłasza i organizuje? Czy można przyjąć jako oczywistą tezę: kto ma władzę, ten zmienia (reformuje)? A co powiemy o tezie odwrotnej: kto zmienia, ten ma władzę (zwiększa ją)? A może należy zapytać także: kto może i powinien zmieniać, kto mógłby najlepiej zaprojektować zmiany, kto nadaje się do robienia zmian bardziej, a kto mniej? Kto wykonuje zmiany, kto ponosi ich ciężar, kto za nie odpowiada?
Kto i jak odpowiada za reformy? (część czwarta)
Podejrzewam, że nie każdy ma to szczęście! Bo gdyby miał czas i środki na podróże, słuchanie i czytanie, to swoje pomysły-wymysły potrafiłby uzasadnić. Nie ma uzasadnienia dla twierdzenia, że proponowana zmiana ustroju szkolnego poprawi jakość wykształcenia! Dlatego nowy MEN nie przedstawił żadnego argumentu.
Kto i jak odpowiada za reformy? (część trzecia)
Pięćdziesiąt sześć lat temu zauważyłem podczas katechezy, że nie wszyscy pięciolatkowie rozumieją, co mówi do nich siostra Benigna. No cóż, nie z każdym mama rozmawiała tyle, co ze mną, nie z każdym rozmawiała babcia i prababcia. Dwa lata później, w pierwszej klasie, zauważyłem, że nie wszyscy siedmiolatkowie rozumieją, co mówi do nich pani Mrozowska. Bo Pani mówiła „lanie” po polsku, a kilkoro kolegów i koleżanek nie rozumiało. Może zresztą było ich więcej. No cóż, nie z każdym mama rozmawiała po polsku tyle, co ze mną, nie z każdym rozmawiała babcia i prababcia po niemiecku, a ojciec po śląsku. Byłem wygrany – miałem chrzestną mówiącą tymi językami, która nauczyła mnie czytać po polsku.
Cała wstecz!
Tyle już pojawiło się krytycznych komentarzy po czerwcowym toruńskim wystąpieniu pani minister Zalewskiej, że niełatwo dodać w tym względzie coś nowego. Wskażę tylko pewną analogię historyczną. Otóż szefowa MEN miała podobno wspomnieć w wywiadzie udzielonym uczniom ze swoich rodzinnych Świebodzic, że nie zamierza być Neronem naszej edukacji. No i chyba słowa dotrzyma.